Jedzie pan na Giewont?
Jedzie pan na Giewont?
Choć tytuł nawiązuje do popularnych żartów jakie górale stroją sobie z „ceprów”, obiecujemy, nie będziemy się tu z nikogo śmiać. Przeciwnie, postaramy się podjąć ponownie temat tajemnic komunikacji w Zakopanem i ogólnie poruszania się po mieście. Mamy bowiem świadomość, że dla kogoś, kto przyjechał tu po raz pierwszy, nie jest to proste. Szczególnie mieszkańcy wielkich aglomeracji mogą mieć problem z zaakceptowaniem różnic w standardzie i dostępności transportu. Jednocześnie, w interesie wszystkich – i miejscowych, i turystów – leży, aby jak najwięcej osób zostawiło swoje prywatne samochody w domach, albo na parkingach hoteli. Dlatego nie rezygnujcie z transportu publicznego. Ale przeczytajcie uważnie poniższe wskazówki.
Oczko w głowie i zło konieczne.
To pierwsze, jak zapewne można się domyślić – to komunikacja publiczna. Duma władz Zakopanego. Być może nieco przedwczesna, o czym za chwilę, ale cieszy, że jest w ogóle. To drugie – to busy i busiarze, jak zwani są kierowcy małych autobusów prywatnych linii. Komunikacja publiczna ma na razie dwie linie, oznaczone numerami 11 i 14. Poruszają się one po okręgu w dwóch kierunkach, co powoduje pewne zamieszanie na przystanku w rejonie dworców kolejowego i autobusowego. Nawet miejscowym zdarza się wsiąść do 11-tki jadącej na Krzeptówki, podczas, gdy chcieli dotrzeć na Cyrhlę. Trzeba koniecznie czytać napisy wyświetlone z przodu pojazdu. I pytać, pytać, nie bać się. Podobna zasada obowiązuje w busach prywatnych – kierowcy są przyzwyczajeni, że większość osób zanim wsiądzie, dopytuje „a na Olczę dojadę, a na Pardałówkę, a do Poronina?”.
Jak wrócić do domu z Krupówek?
Być może najbardziej problematycznym punktem jest węzeł u zbiegu Alej 3 Maja i Kościuszki, w sąsiedztwie Krupówek. Przystanki są usytuowane na dwóch z czterech rogów skrzyżowania i wielu osobom mylą się kierunki. Najprościej rzecz ujmując, jeśli chcemy jechać „na dół” Zakopanego – czyli w kierunku Kościeliska, Doliny Chochołowskiej, Gubałówki, a także do miejscowości znajdujących się przy drodze na Kraków, jak Poronin, czy skrajne dzielnice miasta jak Harenda, Ustup – musimy wybrać przystanek, na którym stojąc mamy za plecami wesołe miasteczko, a przed sobą widzimy dom handlowy Granit z dużym logiem Cafe Tygodnik Podhalański. Orla Perć sytuuje się po naszej lewej stronie. Przystanek nosi nazwę Aleje 3 Maja Dolne. Jeśli wybieramy się „w górę” – czyli do Kuźnic, na Morskie Oko, na Cyrhlę, pod Skocznię, do Doliny Białego, czy Strążyskiej – wsiadamy na przystanku, na którym za plecami mamy wejście do pasażu handlowego Krupówki 29 i jaskrawoczerwony szyld Sushi, a nasz wzrok pada na małe domki z galerią malarstwa i, nieco w prawo na ukos, górną Rówień Krupową. Orlą Perć dla odmiany mamy po prawej ręce. A przystanek nazywa się Aleje 3 Maja Górne. Zapamiętajmy!
Mapa i refleks
Zasada jest taka, że nie powinniśmy wsiadać do busa nie poznawszy przedtem choćby pobieżnie mapy. Oznaczenia tras busów widoczne w rozkładach na przystankach są naprawdę zdawkowe i jeśli nie wysiadamy na ostatnim przystanku trasy busa, musimy wiedzieć jak nazywa się przystanek, na którym chcemy wysiąść, czy znajduje się on raczej na trasie do Dzianisza, czy jednak może do Kościeliska. Czemu to ważne? Ponieważ kierowcy, uwaga!, nie zatrzymują się na każdym przystanku. Jeśli bus jedzie pełen ludzi i nie woła się z wyprzedzeniem „ja teraz będę wysiadać!” – 80% kierowców nawet nie zwolni. Oczywiście, możemy wsiadając poprosić o zatrzymanie się w dogodnym dla nas miejscu, ale nie ma gwarancji, że kierowca to zapamięta. Nieciekawa jest sytuacja osób oczekujących gdzieś pośrodku trasy – można bezradnie obserwować mijające przystanek busy, które nie zabierają już pasażerów, bo są pełne. Kierowcy mają zwyczaj przekraczać dopuszczalną dla danego pojazdu liczbę pasażerów, normą są „miejsca stojące”, a i tak nie rozwiązuje to problemu zbyt małej ilości miejsc. Jeśli jednak już szczęśliwie wsiedliśmy do busa, bądźmy czujni i z odpowiednim wyprzedzeniem anonsujmy chęć jego opuszczenia. Opłata za przejazd uiszczana jest zwykle przy wysiadaniu i na terenie Zakopanego wynosi 3 zł od osoby, nie ma zniżek dla dzieci.
Nie zapuszczaj korzeni
Najpopularniejsze kierunki to Palenica – Morskie Oko i Kościelisko – Dolina Kościeliska i Chochołowska. Udając się tam, w zasadzie najlepiej wsiadać na przystanku początkowym, na dworcu. Kierowcy nie ruszą, dopóki nie będą mieli kompletu pasażerów, a to oznacza, że osoby wsiadające na kolejnych przystankach zmuszone są stać, o ile – jak wspomnieliśmy wyżej – bus się w ogóle zatrzyma. Zdarza się także, że kierowcy skracają sobie trasy w godzinach korków i omijają beztrosko kilka przystanków, nie troszcząc się o potencjalnych pasażerów, którzy usychają gdzieś na uboczu od godziny, wpatrując się intensywnie w rozkład jazdy. Rozkłady trzeba czytać bardzo uważnie, do każdego dołączona jest legenda obejmująca kilkadziesiąt pozycji. Przeoczenie małej literki przy godzinie odjazdu skutkuje nadzieją na rychły przyjazd busa, który owszem przyjedzie za 5minut…i pięć miesięcy, bo np. tyle jeszcze zostało do ferii zimowych które są jedynym terminem obowiązywania danego kursu. Jeśli nie mamy cierpliwości, by studiować rozkład na przystanku, po prostu pytajmy innych osób, na pewno znajdzie się ktoś życzliwy, kto wszystko nam wytłumaczy.
Z muzyką i z fantazją
Busy trudno uznać komfortowy transport, o klimatyzacji można pomarzyć, a ścisk, niski strop i prowadzony z fantazją na zakrętach autobus niejednego przyprawiły o zawrót głowy. Często są to pojazdy niegrzeszące nowością, nieliczni kierowcy mają je czyste, komfortowe i przestronne. We wszystkich za to jednakowo gra głośno radio – czasem rozgłośnie ogólnopolskie, a czasem miejscowe „Radio Alex”, które proponuje kapele góralskie na przemian z góral-disco. Przyjęte jest rozmawianie z kierowcą i nie należy się dziwić, gdy odwraca się on do nas żywo gestykulując – jazdę bez patrzenia na drogę panowie mają mistrzowsko opanowaną. Nie można jednak odmówić kierowcom busów zasług – gdyby nie oni, większość turystów nie miałaby szans dotrzeć ani na Palenicę Białczańską, skąd prowadzi droga nad Morskie Oko, ani do Kuźnic, skąd wychodzą liczne szlaki i rusza kolejka na Kasprowy Wierch. Parkingi zapełniają się błyskawicznie i dojazd prywatnym samochodem to przywilej nielicznych. A do Kuźnic wjechać w ogóle nie wolno. Podobnie Dolina Kościeliska i Chochołowska byłyby niedostępne. Oczywiście nie bierzemy pod uwagę taksówek. Do wszystkich wspomnianych miejsc nie dojedziemy też transportem publicznym. Są to nowoczesne, eleganckie, niskopodłogowe autobusy miejskie, posiadają automaty biletowe (płatność tylko bilonem), ale ich trasy obejmują tylko miasto. A częstotliwość kursowania wystawia cierpliwość oczekujących na ciężką próbę. Przyznajmy, kursy co 70-80 minut to naprawdę zbyt rzadko.
Jak Kopciuszek na balu
Dobrym nawykiem jest sprawdzenie zawczasu ostatniego odjazdu busa wieczorem w interesującym nas kierunku. Osoby przyzwyczajone do wielkomiejskiej komunikacji mogą być niemile zdziwione ostatnim kursem o 22.15, albo nawet 19:30. A jeśli nie zdążymy, zasiedzimy się w karczmie? Później zostają już tylko taksówki. Przykładowy kurs z centrum na Harendę (2 km od granic miasta) w nocy to 35-40 zł. Podobnie, jeśli wybieramy się np. do Doliny Kościeliskiej – sprawdźmy, o której uda nam się wrócić do centrum. Jest to 12 km, czyli dystans dość męczący po całodziennej wycieczce, a ostatni kurs bywa o 18:30.
Spacer dla zdrowia i na rozgrzewkę
Wiele jest miejsc w Zakopanem, gdzie nie dotrzemy żadną komunikacją, ani miejską, ani prywatną. Sami zakopiańczycy bardzo dużo chodzą pieszo i nie przerażają ich dystanse rzędu 1,5- 2 km. Tu i ówdzie możemy zobaczyć przystanki-widma np. na ulicy Chałubińskiego, albo Piłsudskiego gdzie od lat już nie kursują żadne linie. Zapewne kiedyś działały, ale były zbyt mało popularne, więc je skasowano. (Czasem pojawiają się sezonowo, np. obecnie do Kuźnic jeżdżą busy, które omijają centrum i jadą Jagiellońską od razu pod górę spod kultowego baru FIS obok dworca.) Niezbędnym wyposażeniem turysty jest więc mapa, na której można sprawdzić, jak daleko od najbliższego ciągu komunikacyjnego znajduje się interesujący nas obiekt. Już w kramie obok dworca można kupić mapę nie tylko górską, ale też plan miasta, często mają legendę w kilku językach. Powstało też obok wspomnianego baru FIS centrum turystyczne, gdzie można dowiedzieć się wielu rzeczy, kupić publikacje dotyczące miasta itp. Pytajmy też o to w miejscu naszego noclegu, obsługa chętnie pomoże. Sami mieszkańcy miasta zazwyczaj nie mają cierpliwości by czekać, nie opłaca się też płacić 3 zł za przejechanie jednego przystanka, najczęściej więc, o ile nie jeżdżą samochodem, krótkie dystanse pokonują pieszo. Ma to wiele zalet. W zimie nikt nie marznie, przebieżka nieodśnieżonym chodnikiem skutkuje rozpięciem płaszcza i zdjęciem szalika po najdalej pięciu minutach marszu. Ruch wyzwala endorfiny, zamiast się złościć, można się przejść dla zdrowia i kondycji.
Miasto ma głos
Oczywiście, o szczegóły możemy dopytać w punktach informacji turystycznej, tych jest w Zakopanem kilka. Z pewnością udzielą nam tam wyczerpujących porad dotyczących transportu. Problemem jest jednak krótki czas otwarcia tych punktów, maksymalnie do 19, a w niedziele wcale. Jednak rozkłady busów ze schematem, aktualizowane na bieżąco znajdują się też na stronie miasta pod adresem: https://www.zakopane.eu/informator-turystyczny/nowe-rozklady-jazdy
Sezonowe utrudnienia
Z nowości, które niezbyt ułatwiają życie turystom, trzeba wspomnieć o zakazie wjazdu na dworzec autobusowo-kolejowy dla taksówkarzy i pojazdów prywatnych. Niestety, aby skorzystać z taksówki, trzeba udać się na plac na zapleczu Leclerca, czyli w miejscu, gdzie dawniej był dworzec autobusowy, pokonać przejście dla pieszych, a także zatłoczony przystanek busów odjeżdżających w stronę Kuźnic i na Olczę. Nieco lepiej będziemy mieli w drodze powrotnej, gdy poprosimy kierowcę naszej taksówki o skorzystanie z parkingu kiss and ride, który powstał spontanicznie po niekorzystnej decyzji władz Zakopanego odnośnie taksówek i pojazdów prywatnych w obrębie dworca. Ten znajduje się niedaleko wejścia na perony pod słynnym dworcowym neonem. I tam możemy stanąć na minutkę, jeśli tylko będzie miejsce. Za peronami kolejowymi istnieje także „dziki” plac postojowy taksówek, dokąd zapewne będą chcieli nas zaprowadzić taksówkarze wypytujący każdego podróżnego, czy nie potrzeba transportu. Jest to niedaleko, perony łączy z placem wąską ścieżka na końcu torów.
Dla pieszych
Na koniec, ciekawostka. Na większości zakopiańskich domów nie znajdziemy tabliczki takiej jak np. w stolicy, na której będzie nazwa ulicy i numer domu. Będzie tylko ta druga informacja. W związku z tym, o ile nie stoimy na większym skrzyżowaniu, które podpowie nam, w jaką uliczkę właśnie wchodzimy, może się zdarzyć, że nie do końca będziemy pewni, gdzie właściwie jesteśmy. Nie wstydźmy się zapytać przechodnia, sami zakopiańczycy są świadomi, że system oznakowania domów premiuje miejscowych. I, uwaga druga – bierzmy na poważnie oznaczenia dla samochodów o ślepej uliczce. Najczęściej oznacza ona również brak możliwości przejścia na skróty dla pieszych, czyli po prostu osiedle zamknięte, ogrodzone płotami. Takie pułapki znajdziemy np. na Chramcówkach w okolicy Teatru Witkacego, a także pomiędzy Krupówkami i Aleją 3 Maja, w pobliżu parkingów. By nie tracić czasu na błądzenie między domami, polegajmy lepiej na głównych szlakach komunikacyjnych.
Transport z ludzką twarzą
Co jest najważniejsze w korzystaniu z publicznego transportu w Zakopanem? Cierpliwość, zapobiegliwość i poczucie humoru. Nie dajmy sobie zepsuć urlopu, po prostu przygotujmy się, że system ten daleki jest od perfekcji. Najważniejsze, że działa, co roku dziesiątki tysięcy turystów próbują nie zgubić się w mieście i okolicach – i większości się udaje. W bonusie mamy integrację z miejscowymi, możemy chłonąć atmosferę małego miasteczka. Tu zawsze mówi się kierowcy „dzień dobry”, bardzo często ludzie witają się serdecznie, bo jeżdżąc od lat tą samą trasą zdążyli się już poznać. Kierowcy mają niezłą pamięć do twarzy i często poznają turystę, którego raz już wieźli, co więc im szkodzi spytać, jak się udała wycieczka. Tu nie zdarzy się przytrzaśnięcie drzwiami, odjechanie sprzed nosa, ani awantura o ustąpienie miejsca. Często, przeciwnie, kierowca poczeka na kogoś, kto biegnie w stronę busa. Natomiast niekoniecznie da się namówić na zatrzymanie poza wyznaczonym przystankiem – kara za to wynosi 3 tysiące zł. Nawet dla najmilszego turysty nie opłaca się ryzykować. My natomiast możemy zaryzykować wakacje od samochodu i potraktować przygodę z lokalnym transportem jako jeszcze jedno urozmaicenie pobytu.
Anna Markiewicz