Zrozumieć Zakopiańczyka

Zrozumieć Zakopiańczyka

wrz 22, 2018 | Bez kategorii

Zrozumieć Zakopiańczyka

Czekając na powrotny autobus do domu, zakopiańczycy mogą spoglądać na góry. Tuż obok miasta kipiącego życiem, one stoją niewzruszone i jutro też stać będą. Ich bliskość i piękno uspokajają po dniu ciężkiej pracy.

Od kiedy Zakopane przestało być wioską na końcu świata, przyjezdnych fascynowali tutejsi rdzenni mieszkańcy. Bardzo różnili się przecież od ludności w innych regionach Polski. Tak wyglądem, jak i sposobem bycia. I choć od czasów, kiedy zawitali pod Tatry pierwsi turyści, minęło już 140 lat – nadal widoczna jest odrębność kulturowa, językowa, obyczajowa. Dziś mieszkańcy Zakopanego to już nie tylko górale, przedstawiciele słynnych rodów, które od pokoleń zamieszkują tutejsze tereny. Pozostali – to po prostu zakopiańczycy. Ludzie, których przodkowie wybrali do życia Zakopane, może dwa, może pięć pokoleń temu. A są i tacy, co mieszkają tu zaledwie od kilku lat i próbują wtopić się w społeczność miasta. Jednak to górale nadają ton, to oni mają ziemię, zasiadają we władzach miasta, oni kultywują tradycyjne obrzędy, oni wreszcie znają się na tradycyjnym rzemiośle i budownictwie. Oni są też w dużej mierze są właścicielami infrastruktury turystycznej – wyciągów, hoteli, gastronomii, sklepów. I to ich sposób bycia, reagowania w różnych sytuacjach jest z jednej strony czymś, co przyciąga przyjezdnych, z drugiej strony można zaryzykować stwierdzenie, że tak naprawdę nie zawsze górale są rozumiani. Narosło wokół nich wiele mitów i legend i choć czasem mają one w sobie ziarno prawdy, bywają też przesadzone. Zdarzają się więc nieporozumienia, albo niemiłe sytuacje, których można uniknąć w prosty sposób – starając się zrozumieć tutejsze obyczaje i interesy.

Doskonały wywiad Sebastiana Pitonia 12 styczeń 2021r. GÓRALSKIE VETO w Radio ZET

Chciwy jak góral.

W tym liceum kształcą się przyszłe pokolenia artystów i rzemieślników, którzy będą pielęgnować artystyczne tradycje Zakopanego. Pod okiem najlepszych wykładowców opanowują sztukę rzeźby, snycerki, lutnictwa.

Najczęściej powtarzany epitet. Turyści często uważają, że ceny usług i towarów są zbyt wygórowane. Wielu chyba wręcz sądzi, że do dobrego tonu należy targowanie się. Być może są części świata, gdzie jest to mile widziane, np. na arabskim suku. W Zakopanem obserwując turystów targujących się, żeby zapłacić 2, zamiast 3 złote za przejazd busem, można poczuć zażenowanie. Tak, górale zarabiają na turystach. Od kiedy doktor Tytus Chałubiński sprowadził do miasta pierwszych letników, turysta kojarzy się góralowi z pieniądzem, z dobrobytem, nadzieją na lepszą przyszłość. Pierwsi osadnicy na tych ziemiach żyli w skrajnym ubóstwie. Ich byt poprawił się dopiero, kiedy zaczęli tu przyjeżdżać turyści i można im było wynająć na parę letnich tygodni paradną izbę. Początkowo było ich tu kilkudziesięciu, potem kilkuset w sezonie. Później kilka tysięcy. Od tamtych czasów górale mają zakodowane w genach, że o turystę trzeba dbać, zapewnić mu możliwie najlepsze warunki – i wziąć za to pieniądze takie, żeby starczyło na przeżycie okresu poza szczytem sezonu turystycznego. Dotyczy to zarówno właścicieli małych pensjonatów, w których oni sami mają wydzielone własne mieszkanie, jak i dużych obiektów należących do większej grupy hotelarskiej. Sezonowość dotyka jednakowo kierowców busów, właścicieli restauracji, wyciągów i sklepów z pamiątkami, wszystkich, którzy żyją z turystyki. Dlatego ci, którzy tu przyjeżdżają, niejako płacą za tych…którzy nie przyjadą, np. późną jesienią, albo na przedwiośniu.. Trzeba też być świadomym inwestycji, jakie ponosi każdy właściciel biznesu w dowolnym sektorze branży. Pokoje same się nie sprzątną, posiłki same nie ugotują, benzyna sama do baka nie wleje. Wielu zakopiańczyków regularnie jeździ dorabiać do Austrii albo Skandynawii, są cenionymi fachowcami w branży budowlanej i dzięki zarobionym tam pieniądzom mogą inwestować w rodzinne biznesy tu, na Podhalu. Zakopiańczycy są po prostu sprytni i operatywni. Tego ich nauczyło życie w ciężkich warunkach. Nie mają czasu na lenistwo, a im niżej stoją w hierarchii biznesu, tym ciężej pracują.

Turysta nie może poczekać.

Trudno uwierzyć, ale to widok prosto spod powiatowego urzędu pracy i serwisu komputerów na ulicy Stolarczyka. Nawet najbardziej strapionym (brakiem pracy, albo zepsutym komputerem) musi przypomnieć, że życie jest piękne.

Tu i tam można usłyszeć narzekania na powolne tempo obsługi, zatory komunikacyjne czy też zdawkowy i szorstki kontakt z klientem. Drogi turysto, jesteś w Zakopanem, nie w wielkim mieście. Zwolnij tempo, rozluźnij się, rozejrzyj wokół. Uśmiechnij się na myśl, że korek spowodowany jest wozem konnym, który spokojniutko toczy się jedynym pasem lokalnej drogi, albo…stadem owiec, które rozeszły się na wszystkie strony. W przypływie empatii pomyśl, że obsługa twojej restauracji hotelu, albo punktu z pamiątkami pracuje na zmiany trwające po 12 godzin, bo tak każe lokalny zwyczaj. I czeka ją jeszcze powrót do domu w miejscowości oddalonej o kilkadziesiąt kilometrów. A jutro znów tu będzie z uśmiechem czekać na gości, ubrana w tradycyjny góralski strój. Nie powiemy nic o płacach, ale chyba domyślasz się, że właściciel nie dzieli się po równo ze swoimi pracownikami. Nie, tu nikt nie narzeka. Górali ratuje wrodzone poczucie humoru i sarkastyczny dowcip. Ale czasem nawet oni są po prostu zmęczeni. Z jednej strony wszyscy cieszą się, gdy turystów jest wielu, bo to oznacza stabilniejszy biznes, z drugiej – czasami można odnieść wrażenie, że zatłoczone miasto za chwilę eksploduje, albo dojdzie do zamieszek na przepełnionych Krupówkach. W tym wszystkim obsługa sklepów, restauracji, hoteli stara się zachować spokój i dobry humor, dla każdego mieć w zanadrzu jakiś żart, cierpliwie odpowiadać na wciąż te same pytania. Uwierzcie, naprawdę mają dobrą wolę i życzliwość.

Powagę zostaw w domu.

Wybitny polski kompozytor Karol Szymanowski kochał folklor Podhala. W odnowionej willi, w której zamieszkiwał, regularnie odbywają się koncerty muzyki poważnej. Muzykę góralską – słychać wszędzie.

Być może na co dzień jesteś, drogi gościu, bardzo poważnym prezesem bardzo poważnej firmy. Albo chociaż kierownikiem działu. Być może lubisz mieć wszystko pod kontrolą, wyjazd zaplanowałeś dawno, sprzęt i odzież zakupiłeś w najlepszym sklepie i oczekujesz perfekcyjnego urlopu. A tu, niespodzianka. Z wyjścia w góry nici, bo cały czas pada, plenerowy koncert odwołano, w karczmie czekasz pół godziny, zanim pojawi się na stole zamówione danie…nie tak miało być. I znów, zwolnij, uśmiechnij się. Posłuchaj jak w sklepie przekomarzają się między sobą gwarą ekspedientki. Zagadaj z muzykantem z kapeli. Porozmawiaj z obsługą muzeum. Weź parasol i pójdź na spacer w miejsce, z którego widać mgły unoszące się nad halami. Zmień plan – zamiast złościć się, że z Kasprowego zamiast panoramy widać tylko szara mgłę, pojedź do Chochołowa obejrzeć tradycyjne góralskie chaty. Nastaw się pozytywnie, a zobaczysz, co dostaniesz w zamian. Jeśli kierowca spytany, ile kosztuje kurs busem, odpowie z pokerową twarzą „stówkę”, nie obrażaj się, nie mów „serio pytam przecież”, tylko z uśmiechem zripostuj „przebijam, daję 101”. I już jest sympatycznie. A w końcu i tak dowiesz się, że kosztuje 3 złote, jak zawsze i wszędzie. Jeśli liczysz na miłą obsługę – po prostu bądź miły. Chcesz szacunku – sam też się postaraj. Choćby zostaw skromny napiwek. Albo naucz się prawidłowej nazwy ulicy, czy dzielnicy, gdzie zlokalizowany jest twój pensjonat. Nie mów „Obryconiówka”, na Oberconiówkę, albo Gutowo na Guty. No chyba, że chcesz się stać obiektem żartów i masz tyle dystansu do siebie, że się nie obrazisz.

Modlą się pod figurą…

Wielu uważa, że jedną z większych atrakcji jest lokalna kuchnia. Karczmy są oblężone niezależnie od sezonu, ale i tutejsze gospodynie dogadzają swoim rodzinom i gościom.

A diabła mają za skórą? Niekoniecznie. Oczywiście, i wśród górali znajdą się awanturnicy, pieniacze, cwaniacy i alkoholicy. Bo gdzie ich nie ma? Ale, generalnie rzecz ujmując, ta społeczność ma swoje zasady. Poznając bliżej Zakopiańczyków można się przekonać, że dla nich rodzina naprawdę jest dużą wartością, naprawdę przysięga małżeńska coś znaczy, a przykazanie troski o starzejących się rodziców jest realizowane. W ogóle starsi mają dużo do powiedzenia w rodzinie i nie tylko dlatego, że są właścicielami gruntu, czy domu. Ceni się ich doświadczenie. Wielu z nich podkreśla rolę wiary, to, jak pomogła im przetrwać ciężkie momenty w życiu. A tych na Podhalu nie brakuje, wystarczy powódź, która podmyje dom, albo lawina, która zabierze syna ratownika – w niemal każdej rodzinie jest taka historia. Wychowanie dzieci też nieco się różni od tego w wielkim mieście. W Zakopanem wyraźnie dominuje etos sportowy, dzieci często jeżdżą na nartach, uprawiają inne sporty, są aktywne. Nie ma tu galerii handlowej, więc młodzież nie znika w niej na długie godziny. Małe dzieci bardzo często mówią na ulicy „dzień dobry” nawet obcym osobom – a może to znajoma mamy, trzeba się ukłonić. Wypada odpowiedzieć na powitanie, podobnie jak na górskim szlaku. Młodzi wcześnie zaczynają zarabiać pieniądze – pomagają w rodzinnych biznesach, grają w kapelach. Wielu wyjeżdża, szukając perspektyw rozwoju, lepszej pracy, ale nie zawsze dają radę żyć poza Zakopanem. Są i tacy, co nie wyobrażają sobie innego miejsca do życia i łatwo ich do siebie zrazić wygłaszając o nim negatywne opinie. A podpaść góralowi – niedobrze. Bywają zacięci, odzywają się geny bałkańskich ludów, które przybyły dawno temu na Podhale. Ale ogólnie są to dobrzy ludzie, przenikliwi, wyczują, kto ma życzliwe intencje i staną po jego stronie.

Jeden talent to za mało.

W zabytkowej kamienicy na Krupówkach powstał pomysłowo zaaranżowany punkt informacji turystycznej. Zakopiańczycy dbają, by turyści nie gubili się w górach i poznali atrakcje miasta.

Tym, co sprawia kłopot przyjezdnym, jest niekiedy zrozumienie, że prawdziwy Zakopiańczyk rzadko kiedy ma jedną pracę. Urzędów jest tu niewiele, biur również, za to innych pomysłów na życie i biznes – bez liku. Nikogo tu nie dziwi, że ktoś jednocześnie robi filmy, jest ratownikiem górskim, wynajmuje pokoje, pomaga prowadzi
szkółkę jazdy na quadach i gra w zespole. Czemu nie? Ile czasu i sił starczy, tyle każdy stara się wykorzystać potencjał miejsca, w którym się znalazł i swoich własnych talentów. Zakopane sprzyja ich odkrywaniu, a też w rodzinach przechodzą z pokolenia na pokolenie. Także wśród napływowych mieszkańców najlepiej odnajdują się ci, którzy potrafią wiele rzeczy i dzięki temu nie tylko maja więcej możliwości, żeby się utrzymać, ale też wnikają w różne środowiska. Miejscowi źle reagują w rozmowie na pytanie „a to nie lepiej się skupić na jednej rzeczy i robić ją porządnie?”. Ależ oni wszystko robią porządnie. Mając tego świadomość można nabrać szacunku do mieszkańców tej dziwnej miejscowości – ni to miasta, ni to wsi, trochę z ambicjami wielkiego kurortu, a trochę przytłoczonego sławą, jaka przypadła mu w udziale. Dziś w Zakopanem nie ma już szalonych artystów w stylu Witkacego, nie ciągną tutaj zwabieni dzikością miejsca i surową prostotą rdzennych mieszkańców. Wszystko się ucywilizowało, wyrównało. Może trochę szkoda, choć miejscowi zapewne nie żałują. Ich standard życia jest nieporównywalnie wyższy od tego sto lat temu, a to, co najcenniejsze, zachowali i tak. Niepowtarzalną osobowość, mieszankę dumy, honoru, poczucia humoru, dystansu, pokory i uporu. Wydaje się to niemożliwym zestawem, ale prawda jest taka, że Zakopiańczyk zawsze wyczuje z kim przestaje i komu ma się podporządkować, a na kogo może patrzeć z góry. Zdobyć sympatię zakopiańczyków nie jest łatwo, ale – warto spróbować. Ci, którym się to udało, najczęściej wracają w te strony wielokrotnie. Nie tylko do gór, do hal – ale też do ludzi.

Anna Markiewicz

Zakopiańczycy troszczą się o pamięć o zasłużonych dla tutejszej kultury i tradycji. Franciszek Marduła był znanym lutnikiem, ale narty też umiał zrobić. Reprezentował Polskę w biegach narciarskich, był trenerem i pedagogiem. Jego syn Stanisław również jest lutnikiem.

Na Podhalu wciąż stoją stare drewniane domy, odnawiane przez rodziny będące w ich posiadaniu. Kolejne pokolenia żyją w nich na co dzień, dumne z rodzinnych tradycji.

„Zabytkowa zagroda rodziny Gąsieniców Sieczków. Rok powstania 1865. W tym domu w 1866 mieszkał J.I. Kraszewski” – głosi tablica na domu z historią.