Ile wejść – tyle zejść

Share this:

Ile wejść – tyle zejść

Śmigłowiec TOPR w akcji nad Morskim Okiem. Jego pojawienie się zawsze wzbudza sensację, ale nie utrudniajmy pracy ratownikom, oddalmy się od miejsca lądowania.

Życzeniem, które zawarte jest w tytule tego tekstu, obdarza się zazwyczaj himalaistów, którzy wyruszają na podbój najwyższych gór świata. Bliscy wspinaczy wiedzą, że sukces można fetować dopiero, gdy nieustraszeni pasjonaci przekraczania barier wytrzymałości ludzkiego organizmu znajdą się bezpiecznie w bazie, cali i zdrowi. W Tatrach nie ma tak ekstremalnych warunków, ale są to góry na niektórych obszarach wystarczająco trudne by i tu życzenia powyższe były na miejscu. Wiele osób jest tak pochłoniętych wizją siebie na szczycie upragnionej góry, że zapomina o podstawowych zasadach bezpieczeństwa. Stąd nie wszystkim udaje się wrócić z gór, wielu powraca, ale wspomaganych przez górskie pogotowie ratunkowe, kończąc swą wycieczkę w szpitalu. W tym tekście nie chcemy Was straszyć. Jednak wiedząc – i wierząc – że życzeniem nas wszystkich jest szczęśliwe zakończenie każdej wyprawy, postaramy się możliwie obszernie spojrzeć na temat bezpieczeństwa w górach, przekazać trochę porad, trochę przestróg. Z nadzieją, że również nasz skromny wkład w poszerzanie świadomości osób wybierających się w góry sprawi, że tytułowe życzenia będą się zawsze spełniać.

Część pierwsza – przed wyjazdem, czyli wycieczka zaczyna się w domu.

A więc, decyzja zapadła – jedziemy do Zakopanego! Wspaniale! Jeszcze nie wiemy dokładnie, co tam będziemy robić, zależy od pogody, jakieś muzeum odwiedzimy, oczywiście Krupówki, podobno też Kościelec jest fajny, warto na niego skoczyć, jak pogoda dopisze…Stop. Dla każdego, kto zna góry, to brzmi jak żart. Ale niestety, przyznajmy się, w wielu domach tak właśnie wygląda planowanie pobytu w górach. Postawmy więc sprawę jasno – jeśli zamierzamy udać się na jakąkolwiek wycieczkę poza obręb miasta, potrzebna nam będzie przynajmniej mapa i sportowe buty. Jeśli chcemy iść w teren wyższy niż tatrzańskie doliny, musimy mieć plecak pełen niezbędnego ekwipunku i choćby podstawowe przygotowanie kondycyjne. Myślenie o tym już na miejscu to spore zaniedbanie. Po pierwsze musimy mieć sprawny telefon z długo trzymającą baterią i/lub powerbank. Kwestie ubioru i obuwia, które nadaje się do chodzenia po górach omówiliśmy szczegółowo w artykule „Tatrzańska rewia mody”. Tu tylko przypomnijmy – w górach pogoda zmienia się często nagle i nieprzewidywalnie. Podczas jednej wycieczki możemy się zarówno spalić na słońcu, jak i solidnie zmarznąć. Trzeba mieć więc warstwowe ubranie. I to zdecydowanie z gatunku ubiorów sportowych. Niezależnie od pory roku przyda się i czapka, i rękawiczki, i okulary słoneczne z mocnym filtrem. Pamiętajmy, że temperatury sprawdzane dla miejscowości Zakopane nijak się mają do tych w górach – wraz z wysokością temperatura gwałtownie spada, wiatr jest tu silniejszy, słońce z kolei pali mocniej. A na pewno podstawą jest obuwie, które powinniśmy wypróbować, zanim wyruszymy na szlak, a nie kupować je na godzinę wcześniej w pośpiechu, w pierwszym sklepie, w którym znajdziemy promocję. Podstawową cechą butów ma być antypoślizgowa podeszwa, jak bardzo jest to ważne, sprawdzimy na pierwszej ścieżce. Nie mamy też po co wybierać się w góry bez plecaka. Jeśli pakujemy się w walizkę, nie ma problemu – ale plecak włóżmy do środka. A jak z kondycją? Gdzie tylko się da, wjeżdżamy windą? Stoimy 10 minut na przystanku, by przejechać 400 metrów do kolejnego? Każde pochylenie się do szafki skutkuje skrętem kolana, a wieszanie prania sprawia, że mdleją nam ręce? Jeśli odpowiedź brzmi „to jak o mnie!”, to niestety trzeba popracować nad formą, już, teraz, w domu. Po to, by zapobiec kontuzji, albo poważniejszemu wypadkowi już w górach.

Szlak na Przełęcz pod Chłopkiem. Pokonanie zamrożonego śniegu bez raków nie jest bezpieczne, ale kto nosi je ze sobą w sierpniu? Kijki nieco mogą pomóc, gdy nie jesteśmy pewni przyczepności buta.

Ćwiczenia przygotowawcze

O ile nie mieszkamy w jakiejś górskiej miejscowości, nie będzie nam łatwo trenować w warunkach naturalnych. Długie spacery, ale po płaskim terenie, nie dadzą nam tego, co pokonywanie wzniesień. Co możemy zrobić? Na pewno chodzić po schodach. W górę, by zwiększyć wytrzymałość układu krążenia, ale i w dół, by wypracować techniki schodzenia bez obciążania kolan i wzmocnić ścięgna stóp. Podczas krojenia warzyw na sałatkę na przemian stawajmy na palcach i bujajmy się na piętach, stawiajmy stopy na zewnętrznych krawędziach, przenośmy ciężar z jednej nogi na drugą. Brzmi banalnie, ale przyda się w terenie, gdzie każdy kamień będzie miał nieco inny stopień nachylenia i nasze ścięgna będą przechodziły ciężką próbę. Chcemy spróbować swoich sił na szlaku z łańcuchami? Może się przydać drążek rozporowy we framudze drzwi, albo ćwiczenia z ciężarkami. Zdajmy sobie sprawę z tego, że od wytrzymałości naszych rąk na szlakach typu Orla Perć zależy…nasze życie. Puszczenie łańcucha i upadek w przepaść nie mogą skończyć się dobrze. Co jeszcze warto potrenować? Noszenie plecaka. Jeśli zawsze wozimy zakupy samochodem i przenosimy je w torbach w rękach, sprawdźmy, jak czuje się nasz kręgosłup, gdy przejdziemy dwa kilometry z obciążeniem np. 4-5 kg. Albo chociaż 3.

A może mam lęk przestrzeni?

Zadziwiające, jak wiele osób dopiero w górach odkrywa, że ma lęk przestrzeni lub wysokości. Jeśli mieszkamy w dużym mieście, zadajmy sobie trud by spojrzeć z wysokości wieżowca na okolicę. Kręci nam się w głowie, szybciej bije serce? Nie dla nas góry, dolinki wystarczą. Pooglądajmy zdjęcia i filmy z górami spowitymi chmurami, mgłą – jeśli taki widok budzi w nas reakcję lękową, zostańmy na dole. Jest bardzo prawdopodobne, że nawet podczas wycieczki w łagodniejsze Tatry Zachodnie będziemy musieli zmierzyć się z takim obrazem.

Czy jestem zdrowy?

Góry nie są tylko dla zdrowych ludzi, w idealnej formie. Trafiają tu osoby z chorobami serca, rekonwalescenci po operacjach, alergicy i wielu innych. Ważne jest natomiast, by być pewnym, że mamy wyleczone wszelkie kontuzje. Lub, przynajmniej, że jeśli nagle poczujemy ból w niedawno złamanej czy zwichniętej kończynie, to nie będzie on tak dotkliwy, że narazi nas na upadek, utratę równowagi. Tak, można znaleźć w sieci zdjęcia osób, które zdobyły szczyt o kulach, ale potraktujmy to jako wyczyn ekstrawagancki i niebezpieczny, a nie jedną z opcji. Podobnie, jeśli mamy nieleczone nadciśnienie, zastanówmy się, czy warto ryzykować. Podczas wysiłku przy podchodzeniu wzrośnie nam na pewno.
Po tym wstępie, przeznaczonym dla osób, które nigdy z górami nie miały do czynienia, przejdźmy do części drugiej. Bo, nareszcie, dojechaliśmy do Zakopanego.

Część druga. Planujemy!

Jeśli masz ochotę chodzić poza szlakiem, musisz mieć uprawnienia taternickie.

Załóżmy, że mamy już i niezbędny ekwipunek, i kondycję wzorową. Na jutro zapowiadają piękną pogodę, trzeba się ruszyć. Tylko głowa jakoś boli, czujemy się sennie. To normalne. W rejonach górskich panuje znacznie niższe ciśnienie niż na nizinach. Trzeba się do niego po prostu przyzwyczaić, ewentualnie wspomóc środkiem przeciwbólowym. I wyspać się, to ważne. Jeśli więc koniecznie jutro chcemy iść na wycieczkę w góry, poprzedniego wieczora odpuśćmy sobie siedzenie do nocy w karczmie z muzyką i dobrymi trunkami. Przyda się za to zrobienie zakupów – jeśli nie mamy mapy, to będzie nasz pierwszy, najważniejszy nabytek. Oczywiście musimy mieć jedzenie i picie – woda, ewentualnie izotoniki, a jeśli mamy sprawny wypróbowany szczelny termos, to herbata. Uwaga, tzw. herbatka po góralsku, z dodatkiem wiśniówki, rumu lub innego alkoholu, znakomicie smakuje w karczmie w Zakopanem, ale absolutnie nie wolno jej pić w trakcie wycieczki. W zimie rozszerzenie naczyń krwionośnych może spowodować przemarznięcie nawet śmiertelne w skutkach, latem szybko idzie do głowy i będziemy się zataczać i przewracać. Gdy mamy słabą głowę, nawet piwo jest zakazane. Co jeść? Kanapki, batony, czekoladę. Jedzenie to kwestia dość indywidualna, ale na pewno warto oszczędzić sobie sensacji żołądkowych po drodze i uważać na dania bardzo pikantne, tłuste, takie, o których wiemy, że mogą nam zaszkodzić.

W naszym plecaku na górską wyprawę powinna się znaleźć także apteczka. A w niej środki opatrunkowe, dezynfekujące, przeciwbólowe, maść lub żel na stłuczenia, bandaż elastyczny. A także leki, które musimy brać regularnie na co dzień.

Po zakupach czas zasiąść z mapą i zastanowić się, dokąd i którędy chcemy dojść. Wiele można na ten temat znaleźć w internecie, my polecamy na początek nasze zestawienie łatwych i nieco trudniejszych tras. Większość stron, blogów, a także publikacji drukowanych poświęconych Tatrom jest dostępna tylko w języku polskim, trzeba więc będzie zadać sobie nieco trudu z tłumaczeniami. Ale, nawet nie mając przewodnika, możemy zaplanować wyprawę tylko patrząc na mapę. Przypomnijmy raz jeszcze – kolor szlaku nie oznacza jego trudności. Skala, która jest powszechnie stosowana w narciarstwie, nie odnosi się do tras turystycznych pieszych. Oprócz stopnia trudności trasy drugą najważniejszą rzeczą jest czas potrzebny do jej przejścia. Sprawdźmy godzinę zachodu słońca, o której musimy znaleźć się bezpiecznie na dole – na parkingu, przystanku busów. I liczmy do tyłu, na każdym odcinku doliczając minimum pół godziny do czasu z mapy (na każdej znajdziemy takie oznaczenia) – na robienie zdjęć, odpoczynek, ubieranie się i rozbieranie. Doliczmy nawet godzinę na postój na szczycie – na zatłoczonych szlakach czasem trzeba poczekać na swoją kolej, by stanąć na najwyższym wierzchołku, na pewno też będziemy robić zdjęcia i po prostu cieszyć się swoją obecnością na górze. Możemy doliczyć jeszcze jedną godzinę zapasową na dłuższy odpoczynek, a nawet drzemkę w jakimś ustronnym miejscu, jeśli poczujemy się bardzo zmęczeni. W schronisku też zwykle schodzi sporo czasu – nawet jeśli nie rozsiadamy się z wielką biesiadą, może przyjdzie nam odstać 15 minut w kolejce do toalety. Bierzmy też pod uwagę, że czasy podane na mapach i na drogowskazach w górach podają czasy może nie wyśrubowane, ale też dla osób w dobrej formie fizycznej. Jeśli wiemy, że chodzimy dużo wolniej, koniecznie doliczmy więcej czasu. I tak, dojdziemy do punktu wyjścia, mając obliczoną godzinę, o której musimy wyjść na szlak. Rano raczej nie uda nam się spakować i wybrać w czasie poniżej jednej godziny, sprawdźmy też ewentualnie godziny odjazdów busów, jeśli wybieramy taką opcję dotarcia do samego szlaku. Albo dowiedzmy się, ile zajmuje przejazd samochodem, uwzględniając korki, np. na drodze do Palenicy Białczańskiej, skąd bierze początek trasa nad Morskie Oko. Planując trasę dowiedzmy się też wcześniej, o której odjeżdża ostatni bus w kierunku Zakopanego spod szlaku – w listopadzie np. na Palenicy będzie to 17:20. Czemu tak ważne jest planowanie czasu? To proste –w okresie od 30 marca do 1 listopada nie wolno przebywać na szlakach po zmierzchu(zakaz ten jest zresztą powszechnie łamany, ale musimy liczyć się z mandatem). No i, oczywiście, poruszanie się po górach po ciemku jest po prostu niebezpieczne, nawet jeśli mamy latarkę, w jej świetle wszystko wygląda inaczej. Jesteśmy też narażeni na spotkanie z dzikimi zwierzętami, noc to ich pora.
Tu trzeba wspomnieć o rzeczy bardzo ważnej – różnych wariantach wycieczki. Trzeba ją tak zaplanować, aby mieć możliwość skrócenia trasy w razie nagłego pogorszenia się pogody lub naszego samopoczucia. Dobrze, by na trasie znalazło się choć jedno schronisko, w którym można np. przebrać się w suche ubranie, gdy złapie nas ulewa, albo chociaż ogrzać.

Część trzecia. W górach.

A więc, jesteśmy już w górach, dziarsko maszerujemy pokonując pierwsze wzniesienia. Może nawet udało nam się dotrzymać zaplanowanego czasu. Zaraz, jak to, już idziemy? A przeczytaliśmy tablice informacyjne Tatrzańskiego Parku Narodowego? Stoją przy każdym wejściu do parku, przy kasach biletowych. I należy bezwzględnie się z nimi zapoznać. Nie tylko dlatego, że kupując bilet zgadzamy się z postanowieniami regulaminu parku i jesteśmy zobowiązani zapłacić mandat za jego złamanie, gdy straż parkowa złapie nas na niewłaściwym zachowaniu. Również dlatego, że tablice te informują o ważnych zasadach bezpieczeństwa. Po polsku i po angielsku. Są również piktogramy, zrozumiałe nawet dla dzieci. Znajdziemy tam informacje o tym, jak zachować się w razie spotkania niedźwiedzia, jak wezwać pomoc w razie wypadku i wiele innych. Poświęćmy tę minutę, czy dwie na lekturę. I zastosujmy się do wskazówek. A potem możemy ruszać. Jeszcze tylko chwila – większość osób odpuszcza sobie rozgrzewkę, a jest to bardzo pożyteczne. Nikt z nas nie chce chyba naciągnąć ścięgna Achillesa przy pierwszych krokach wyboistą ścieżką pod górę. Chwila rozgrzewających ćwiczeń – i idziemy!

Na szlaku.

Jeśli robi Ci się niedobrze ze strachu od samego patrzenia na to zdjęcie, nie wychodź w wysokie góry, a szczególnie gdy przewidziane jest zachmurzenie – w ciągu dnia będzie się ono rozwijać. W rzeczywistości czasem nie widać nic oprócz szaro-burej mgły.

Wiele o tym napisaliśmy w tekście „tatrzański savoir vivre”, ale napiszemy jeszcze raz o najważniejszych dla kwestii bezpieczeństwa zasadach. Przede wszystkim dostosujmy swoje tempo do umiejętności i do stanu, w jakim znajduje się szlak, nie pędźmy, jeśli czujemy się niekomfortowo. Po drugie – uważajmy na to, by się nie przegrzać, nie wystawiać na nadmierną ekspozycję słoneczną. Po trzecie – pamiętajmy, że wokół nas są inni ludzie, którzy także chcą bezpiecznie dojść do końca trasy, nie strącajmy więc kamieni, nie popychajmy nikogo, nie wywierajmy presji, by szybciej pokonywał trudny odcinek, bo my nie chcemy czekać. Jeśli zdarzy nam się strącić kamień, ostrzeżmy osoby poniżej głośnym okrzykiem. Po czwarte – żadnej brawury. Czy to się tyczy picia alkoholu podczas wędrówki, czy stawania tuż nad przepaścią, by zrobić selfie, czy omijania szlaku, czy wreszcie zostawania na grani do nocy, by z perspektywy Orlej Perci podziwiać Drogę Mleczną – każde takie zachowanie może sprawić, że przygoda, za którą tak gonimy, może okazać się ostatnią w naszym życiu. Po piąte – reagujmy na zmiany pogody. Słysząc nadchodzącą burzę opuśćmy eksponowany teren najszybciej jak to możliwe. Nie idźmy w trudny teren, gdy czujemy, że but ślizga się nam na mokrej skale. Odpuśćmy dalszą wycieczkę, gdy jesteśmy przemarznięci. I po prostu w ogóle nie ruszajmy na szlak, jeśli wieje silny wiatr, albo komunikaty mówią o powodzi, obsunięciach lawin błotnych, zniszczeniach. Koniecznie poświęćmy chwilę na sprawdzenie aktualnych informacji o warunkach na szlakach na stronie tpn.pl (tylko w języku polskim, aby uzyskać informacje w innym języku, musimy użyć translatora – zakładka „Komunikat turystyczny”). Potraktujmy te wskazówki serio. Zimą z szacunkiem podejdźmy do komunikatów lawinowych, nikt nie ustanawia 3. lub 4. stopnia zagrożenia z czystej złośliwości, żeby nam uprzykrzyć urlop – tu chodzi o nasze życie i zdrowie. Podobnie rzecz się ma z zamknięciem szlaków pieszych. To tylko i wyłącznie troska pracowników TPN, że aktualnie nie można np. chodzić szlakiem między Świnicą, a Zawratem, ten szlak naprawdę dalej się sypie, spadają duże głazy. Komunikaty o zamknięciach, trasach alternatywnych dostępne są i na terenie parku, (np. przy kasach biletowych w Kuźnicach), i na stronie TPN w internecie. Zawsze możemy poprosić też obsługę hotelu o sprawdzenie lub przetłumaczenie dla nas tych informacji – w niektórych znajdziemy je wywieszone w hallu głównym. Nie można tłumaczyć się niewiedzą. Omijanie zakazów, chodzenie

Idąc tak wąską ścieżką bardzo trudno się wyminąć. Schodząc poniżej dróżki o szerokości 35 cm możemy zjechać na dół, robiąc krok powyżej jej poziomu – podciąć lawinę. Tu właśnie, na zboczu małego Kościelca zginął Mieczysław Karłowicz, wybitny kompozytor i taternik. Zachowajmy maksimum ostrożności i przede wszystkim poruszajmy się powoli.

poza szlakami, ignorowanie złej pogody – to po prostu nieodpowiedzialne zachowanie.

A co z asekuracją?

Od czasu do czasu można natknąć się na propozycję, aby chodzić w góry w kasku chroniącym głowę w razie upadku, lub uderzenia kamienia. Zwykle takie wyposażenie mają taternicy wspinający się poza szlakami. Oczywiście są też zabezpieczeni uprzężami, linami. Na „zwykłych” szlakach, nawet na Orlej Perci czy Rysach – są to w praktyce rzeczy zbędne. Można czasem zobaczyć kogoś, kto pracowicie przepina karabińczyki na łańcuchach, ale nie zwiększa to znacząco bezpieczeństwa, natomiast bardzo uprzykrza życie osobom oczekującym w kolejce na pokonanie np. słynnego kominka na Granatach. Spadający kamień może uderzyć nas akurat w kolano, albo w nos i kask wiele nie pomoże. A my sami, spadając, oprócz głowy możemy uszkodzić również kręgosłup, kończyny… Tak naprawdę na trudnych szlakach trzeba się po prostu maksymalnie skupić i robić wszystko, aby się nie potknąć, nie poślizgnąć. To najlepsza asekuracja. Warto wyeliminować ze stroju wszystko, co zawadza, może zaczepić o skały, co krępuje ruchy. Schować aparat do kieszeni plecaka, a nie nieść go w dłoni lub zwieszony na szyi. Spiąć długie włosy. Chcąc coś komuś podać, nie rzucać przedmiotem na odległość. I, najważniejsze, nawet w zupełnie płaskiej dolince – idąc, cały czas patrzeć pod nogi. Chcemy się rozejrzeć, zrobić zdjęcie, wyjąć coś z plecaka – postój. Defilować z podniesioną głową możemy na równym chodniku na głównym deptaku w mieście. Natomiast w górach nie ma obawy, nikt nas nie posądzi o depresję, bo idziemy ze wzrokiem wbitym w ziemię.
Skoro już o postojach mowa. Nie róbmy ich zbyt często i zbyt długich. Organizm zużywa sporo energii na rozruch i najmniej męczymy się mając stale podwyższone tętno i rozgrzane stawy i mięśnie. Podczas postoju dłuższego niż minuta wracamy do punktu wyjścia, na nowo musimy się wprowadzać we właściwy rytm. Optymalny postój to około 20 sekund, tyle wystarczy, by sięgnąć po łyk wody z butelki, wytrzeć nos, nałożyć kolejną warstwę ochronnej pomadki z filtrem. Albo zrobić dwa zdjęcia. Nauczmy się też odpoczywania w trakcie marszu. Skupmy się na oddechu, niech będzie rytmiczny, zsynchronizowany z krokami. Nie miotajmy się – raz prawie biegnąc, innym razem niemal stojąc w miejscu i ledwo przebierając nogami. Nie traćmy też energii i siły mięśni na zbyt wielkie wykroki, na tupanie, stawianie nóg ciężko z góry. Czemu piszemy o tym tutaj, w artykule o bezpieczeństwie? Ponieważ nieumiejętne gospodarowanie energią kończy się często poważnym osłabieniem, a nawet problemami z sercem. Jeśli na nie nałoży się ambicja, chęć dotarcia do celu za wszelką cenę, znajdziemy odpowiedź na pytanie, skąd tyle interwencji ratowników w przypadkach zasłabnięć.

Wzywamy pomoc.

Jesień na południowym zboczu Koziego Wierchu. Palące słońce roztapia cienką warstwę śniegu i nawet raki niewiele pomogą. Może nie trzeba dojść do samego szczytu?

Nawet jeśli będziemy się bardzo starać uniknąć wypadku, zawsze może się przydarzyć coś niespodziewanego. Ktoś inny strąci na nas kamień, skała, która wydawała się stabilna, nagle się oderwie. Serce nie wytrzyma, albo da o sobie znać wczorajsza tłusta kolacja w karczmie. Co roku setki osób potrzebują pomocy w Tatrach, nie są w stanie wrócić do domu o własnych siłach. Aby wezwać na pomoc TOPR potrzeby nam będzie naładowany telefon komórkowy i jest to jedna z najważniejszych rzeczy w Tatrach. Numer 112 obowiązuje tak, jak w całym kraju, a bezpośrednio do TOPR dodzwonimy się wybierając numer alarmowy 985. A także 601 100 300. Możemy też zainstalować w telefonie darmową aplikację „ratunek”, która dodatkowo pozwala ratownikom precyzyjnie nas zlokalizować w razie wypadku. Więcej o aplikacji możemy poczytać na stronie www.ratunek.eu. Swoją drogą, wzywając pomoc starajmy się jak najdokładniej podać miejsce, w którym się znajdujemy, stąd niezbędna jest znajomość topografii i mapa. Jeśli chcemy nabrać nieco wyobrażenia o tym, co może nam się przydarzyć, bądź osobie, z którą idziemy na wycieczkę, przeczytajmy wyrywkowo kroniki TOPR. Czyli Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego. Jest to instytucja, która w Zakopanem cieszy się największym szacunkiem, tak samo jak ratownicy, którzy niosą pomoc. Sama obecność takiego pogotowia uspokaja i podnosi na duchu, w razie awarii nie jesteśmy zdani na samych siebie. Ale, uwaga, nie powinno nas to skłaniać do podejmowania większego ryzyka, bo „przecież TOPR nas uratuje”. TOPR to nie jakaś bezimienna armia robotów, to żywi ludzie, którzy ryzykują własne życie i zdrowie by ratować innych. Bardzo często bez ich pomocy poszkodowani mieliby ogromny problem z dotarciem na dół, od ich szybkiej i sprawnej akcji zależy zdrowie i życie. Ale też często wypadki mogłyby się w ogóle nie zdarzyć, gdyby kogoś brawura i nieodpowiedzialność nie zwiodły na manowce. TOPR nie ocenia, nie klasyfikuje przypadków, nie wybiera, komu pomóc, a kto sam sobie zasłużył na kłopoty. Pomogą każdemu. Ważne jednak, by tego nie nadużywać. Wspomnimy też tutaj, że TOPR nie pobiera opłat za akcje, nie musimy bać się obciążenia kosztami za nieuzasadnione wezwanie. Ale już po słowackiej stronie gór sprawa wygląda inaczej, HZS wystawia słone rachunki, warto więc wykupić ubezpieczenie, które nie jest drogie. Można to zrobić przez internet, albo w jednym z biur podróży.

Tablice z regulaminem TPN stojące przy każdym wejściu do parku

Zanim pomoc nadejdzie.

Zasadniczo reguły udzielania pierwszej pomocy w górach nie różnią się zbytnio od tych na nizinach. Warto je znać jeszcze przed wyruszeniem na szlak. W górach warto zwrócić szczególną uwagę na niepodejmowanie na własną rękę prób przenoszenia lub przekładania osoby, która np. spadła z wysokości, najprawdopodobniej ma uszkodzony narząd ruchu i można tylko zaszkodzić. Jeśli ktoś, kto upadł, wzbrania się przed skorzystaniem z pomocy ratowników, upewnijmy się, że nie jest sam i że nie doznał wstrząsu mózgu, co możemy podejrzewać, gdy pojawią się mdłości lub utrata przytomności. Na ogół niewiele osób posiada folię termiczną, broniącą organizm przed wychłodzeniem w oczekiwaniu na pomoc. Jeśli mamy trochę miejsca w plecaku warto mieć ją na wyposażeniu, jest ona bardzo przydatna. Folię NRC możemy kupić np. w sklepie sportowym. Oczywiście banałem jest przypomnienie, że nie zostawiamy osoby poszkodowanej samotnie – nawet jeśli jest to obca osoba. Jeśli zapadnie zmrok i nie będziemy mieli jak wrócić, albo sami przemarzniemy czekając wraz z ofiarą wypadku, ratownicy pomogą także nam bezpiecznie opuścić trudny teren.
Na koniec polecamy lekturę podsumowującą i uzupełniającą nasze informacje. Artykuł o bezpieczeństwie pochodzi ze strony Tatrzańskiego Parku Narodowego i warto go także przeczytać. Znajduje się pod adresem: http://tpn.pl/pl/pdf/1575 . A potem – cieszmy się górami. Na skalę naszych możliwości i umiejętności. Tyle, ile aktualna pogoda pozwoli. Jeśli nie trafimy na sprzyjający czas i idealną pogodę, pamiętajmy o najważniejszym – że góry stoją dziś i będą stały również w przyszłym roku. A jeśli czujemy, że nigdy tu nie wrócimy, to jedyna okazja? Nie szkodzi, większość z nas nie zobaczy również tysiąca innych miejsc na świecie wartych odwiedzenia. Ale prawdopodobnie zobaczymy inne, tylko nie odbierajmy sobie tej szansy.
Anna Markiewicz

 

Tablice z podstawowymi informacjami dotyczącymi bezpieczeństwa.

 

 

Warte uwagi wyjątki z artykułu TPN:

Nie podejmuj wycieczki samotnie. Zostaw informację o planowanej trasie i godzinie powrotu.

W praktyce nawet w schroniskach nikt nie zbiera informacji od wszystkich turystów, jedynie od taterników. Ale zawsze możemy umówić się na telefon po powrocie z kimś bliskim, kto zaalarmuje służby, gdy nie odezwiemy się w umówionym czasie. Z drugiej strony, wybierzmy taką osobę rozważnie, by nie siała niepotrzebnej paniki, jeśli spóźnimy się z telefonem 15 minut. No i, oczywiście, pilnujmy, aby mieć naładowany telefon. Jeśli obawiamy się, że bateria nie wytrzyma, zapiszmy numer na kartce, nawet na ręce i gdy spotkamy kogoś, nie wahajmy się poprosić o skorzystanie z jego telefonu. Tu warto wspomnieć o tym, że idąc w góry powinniśmy mieć ze sobą dokumenty poświadczające naszą tożsamość. I, w łatwym do znalezienia miejscu, dane osoby, którą należy powiadomić w razie naszych kłopotów. Przepisy RODO nie ułatwiają życia w tym aspekcie, ale tym się nie przejmujmy i po prostu takie informacje miejmy przy sobie. Na wszelki wypadek. A jeśli chodzi o samotne wycieczki? Tysiące ludzi wybiera tę formę obcowania z górami jako jedyną dającą im prawdziwe wytchnienie i kontakt z naturą. Możemy więc jedynie doradzić – na pierwsze wycieczki wybierzmy się jednak z kimś, kto już góry zna. Ze znajomym, albo z przewodnikiem. Gdy nabierzemy pewności, poczujemy się w górach swojsko jak w domu – przyjdzie czas na samotne wyprawy. (Przyp. AM).

W czasie silnego wiatru nie wybieraj się w góry. Pozostań w schronisku i bezpiecznie z jego okien patrz na walkę żywiołów. Zimą obserwuj, skąd wieje wiatr. Gdy już się uspokoi, będziesz mógł przewidzieć, gdzie utworzyły się niebezpieczne poduchy nawianego śniegu i nawisy grożące zejściem lawiny. Pamiętaj, że lawiny z nawianego śniegu łatwo podciąć nawet po incydentalnych opadach śniegu, którym towarzyszy wiatr – np. po wrześniowym załamaniu pogody.

Wędrując szlakami spowitymi mgłą, starajmy się zapamiętywać charakterystyczne szczegóły. Gdy zgubimy ścieżkę, starajmy się powrócić do ostatniego miejsca o znanej lokalizacji po swoich śladach, pozostawianych na śniegu, lub, rozpoznając mijane wcześniej miejsca. Pomocą może być kompas lub odbiornik GPS połączone z dokładną mapą – ale te sposoby są dobre jedynie dla osób doskonale znających topografię Tatr.

Pamiętajmy, że ogłoszony przez TOPR stopień zagrożenia lawinowego jest jedynie informacją o statystycznym prawdopodobieństwie takiego zdarzenia. Oznacza to, że wybierając się w zaśnieżone Tatry, zawsze należy się liczyć z tym niebezpieczeństwem. Pewności, że unikniemy lawiny, nie ma nigdy!

Bezpieczne chodzenie na rakach to umiejętność, której należy się nauczyć. Samo posiadanie tego sprzętu nie wystarczy. Najbardziej zdradliwy jest „młody śnieg” – od kilku do około 30 cm świeżego, niezwiązanego z podłożem śniegu padającego zazwyczaj w październiku i listopadzie. Często leży on na zmarzniętych trawkach lub na lodowej polewie powstałej z zamarzającego deszczu.

Gdy burza nas zaskoczy, nie wolno się chować do mokrych żlebów lub pod skalne okapy ani opierać o skałę. Należy usiąść na plecaku i, podkurczając nogi, zwinąć się „w kłębek”. Należy zabezpieczyć się też od deszczu, aby uniknąć wychłodzenia. Grupa turystów powinna się rozproszyć – nie siadać obok siebie!

Poślizgnięcie się na zalodzonym zboczu lub płacie śniegu. Latem często musimy trawersować płaty zlodowaciałego śniegu, który w wielu miejscach utrzymuje się przez cały rok. Pokonując je, należy zachować szczególną ostrożność, poślizgnięcie grozi śmiertelnym upadkiem. Niebezpieczeństwo wzrasta, gdy zamiast w solidnych butach o podeszwie wibramowej wybieramy się w góry w wyślizganych „adidasach”. Niedopuszczalne są próby zjeżdżania na letnich płatach śniegu. Taka rozrywka w najlepszym przypadku kończy się odarciami skóry i potłuczeniami.


Share this: