Zostać Zakopiańczykiem?
Krótko o nieruchomościach, pracy, realiach życia – porady dla tych, co marzą o przeprowadzce.
Wiele osób odwiedzając Zakopane doznaje – czy to za pierwszym pobytem, czy za kolejnym- olśnienia. Oto, marnowali dotychczasowe swoje życie w mieście, w tłoku, hałasie, ciesząc się z byle skwerku z jedną ławką i paroma rachitycznymi drzewkami. A przecież – prawdziwe życie jest tutaj, w górach. Jak wspaniale jest wstać rano i ruszyć na górski szlak, który zaczyna się kwadrans drogi piechotą od naszego domu. Jak pięknie móc fotografować z okien Orlą Perć, raz o wschodzie słońca, innym razem o zachodzie. Jak pysznie jest pójść na obiad do karczmy z prawdziwą góralską kapelą i wesołą obsługą w regionalnych strojach, zamiast do sieciowej „restauracji” w galerii handlowej. Świeże powietrze, spokój i kameralny klimat małego miasteczka – życie upływa przez cały rok jak na wakacjach.
Niektórym idea tak dalece zapada w serce, że postanawiają ją zrealizować. Stąd w Zakopanem spotkamy wśród stałych mieszkańców miasta przyjezdnych praktycznie z całej Polski. A nawet z innych krajów. Czy jest to dobra decyzja? Jak żyje się w tym mieście – innym niż wszystkie? Czy da się tutaj przenieść na całe życie i nie tęsknić za tym, co się zostawiło? Wiele zależy od naszych oczekiwań, od uprawianego zawodu, możliwości finansowych na starcie, sytuacji rodzinnej. Poniżej przedstawiamy krótkie podsumowanie najważniejszych kwestii, z którymi przyjdzie się zmierzyć każdemu, kto rozważa przeprowadzkę na Podhale. I lepiej rozważyć je, zanim zamówimy meblowóz z ekipą i rzucimy wypowiedzenie na biurko dotychczasowego szefa.
Po pierwsze – czym się zajmujesz?
O ile nie zostaliśmy szczęśliwie spadkobiercami wielkiej fortuny, albo nie mamy regularnych dochodów np. z wynajmu nieruchomości – pierwszym tematem, z jakim przyjdzie się nam zmierzyć, będzie znalezienie pracy. Ta czeka jednakowo na przyjezdnych i miejscowych głównie w turystyce, gastronomii i handlu. Nie łudźmy się, że pensje będą porównywalne do tych w wielkim mieście, stanowiska do obsadzenia to najczęściej najniższy szczebel pracowniczej hierarchii. Pracuje się tu ciężko, w systemie 12-godzinnym, na 8 godzin nie opłaca się dojeżdżać mieszkańcom okolicznych miejscowości. Umowa o pracę jest rzadkością, pracodawcy preferują zlecenia. Jeżeli marzy nam się praca w Urzędzie Miasta, Starostwie Powiatowym, czy Zakopiańskim Centrum Kultury…czas zmodyfikować marzenia. Takie stanowiska są dla miejscowych, z reguły skoligaconych ze słynnymi góralskimi klanami. I żadne papiery, kwalifikacje, ani rekomendacje tego nie zmienią. Podobnie możemy zapomnieć o posadzie w szkole, bibliotece, muzeum – pierwszeństwo zawsze mają „swoi”. Są w Zakopanem nieliczne posady np. w księgowości czy usługach w sektorze prywatnym i tam możemy szukać szczęścia. Możemy także spróbować sami otworzyć biznes i zatrudniać miejscowych. Są osoby, którym udaje się ta sztuka, ale nie ukrywajmy, mierzą się z pewną niechęcią miejscowych i na ułatwienia, ani życzliwość przy przetargach niespecjalnie mogą liczyć. A komu żyje się w Zakopanem dobrze? Przedstawicielom wolnych zawodów, wykonywanych zdalnie. I tym, którzy czasem muszą wyjechać służbowo do innego miasta. Sami zakopiańczycy mawiają, że nic nie pomaga kochać Zakopanego bardziej, niż opuszczenie miasta od czasu do czasu, choćby na parę dni.
Po drugie – gdzie chcesz mieszkać?
Zakup, czy wynajem? Uczciwie mówiąc, zanim wpakujemy ogromne pieniądze w zakup ziemi i nieruchomości w Zakopanem lub okolicach – a ceny są tu wysokie – warto przyjrzeć się miastu bliżej. Pomieszkać tu dwa, albo cztery lata. Zacząć od wynajmu. Znalezienie mieszkania nie będzie łatwe, bo rynek wynajmu długoterminowego jest minimalny, wręcz symboliczny. Właścicielom bardziej opłaca się wynająć mieszkanie na pojedyncze weekendy czy tygodnie. Nowoczesne apartamenty też są, ale tak drogie, że z pewnością nie będzie na nie stać początkującego pracownika recepcji, ani kelnera. Nieco łatwiej jest znaleźć pokój, czasem oferty pracy obejmują również zakwaterowanie – w takim wypadku nie nastawiajmy się na luksusy. Jeśli będziemy mieli szczęście, zamieszkamy w mieszkaniu wydzielonym z większej willi, gdzie będzie ogród, natura tuż za oknem. Niestety, mogą też być turyści w sąsiednich pokojach, nie zawsze bezszelestni. Może uda się też znaleźć mieszkanie w bloku – ale wtedy nasze warunki mieszkania nie będą się wiele różniły od tych w dużym mieście i nie zaznamy „wakacyjnego” klimatu. W jednym i drugim przypadku o szczęściu można mówić, gdy trafimy na porządnie ogrzany dom, najlepiej ekologiczną geotermią, a nie piecem na mazut, który skrzętny właściciel będzie pozwalał rozpalać tylko w największe mrozy. Albo elektrycznymi farelkami, których używanie pochłonie większość zarobków.
Po trzecie – jaki właściwie klimat lubisz?
Bez wielkiej przesady można powiedzieć, że Zakopane leży w strefie klimatycznej innej niż centrum kraju. Wegetacja wiosną jest spóźniona zwykle co najmniej o miesiąc, obfite opady śniegu w maju złoszczą, ale nie dziwią miejscowych. Zaletą jest bardzo suche powietrze w zimie i rzadko wtedy wiejący wiatr, a jak już, to ciepły halny. Paradoksalnie mniej się więc marznie przy -15 w Zakopanem niż przy -2 w Warszawie. Najlepiej zimą, zamiast stać na przystankach, poruszać się wszędzie piechotą, a wtedy będziemy rozpinać kurtkę i zdejmować szalik – brnięcie w kopnym śniegu po chodnikach rozgrzeje nas aż za mocno. Lata bywają gorące, ale też bardzo deszczowe, pogoda zmienia się dynamicznie. Na pewno trzeba się liczyć z ostrym nasłonecznieniem, słońce operuje tu mocniej niż na nizinach. I z niskim ciśnieniem, które u wielu powoduje spadek formy, senność, bóle głowy. Ogólnie jednak klimat jest do zaakceptowania, jeśli tylko umiemy zrezygnować z niepraktycznych wielkomiejskich strojów na rzecz porządnego wodoodpornego obuwia na grubej podeszwie, puchowej kurtki i luźnych, ocieplanych spodni zamiast rurek odsłaniających kostki.
Po czwarte – jak bardzo cenisz sobie prywatność?
Zakopane jest małe. Ma to wiele zalet, o ile żyjemy z miejscowymi w zgodzie. Wieści roznoszą się szybko, plotki też, więc kiedy wejdziemy z kimś w zatarg, automatycznie zdobywamy znacznie więcej nieprzyjaciół – których nawet nie znamy, ale oni już wiedzą o nas. Z drugiej strony, świetnie jest wchodzić do muzeum, sklepu, czy kawiarni i być pamiętanym przez obsługę, uciąć sobie życzliwą pogawędkę. Jedno jest pewne, przyjezdnym jest bardzo trudno zbratać się z przedstawicielami mniejszości góralskiej. Nigdy nie staniemy się jej pełnoprawnymi członkami. Choćbyśmy od stóp do głów ubrali się w regionalny strój, nauczyli się gwary, wystawili sobie drewnianą chałupę – poważania nie zdobędziemy. Zawsze będziemy tymi obcymi i im szybciej zaakceptujemy ten fakt, tym lepiej będzie się nam na Podhalu żyło. Górali warto szanować, a wtedy oni szanują nas, ale nie ma sensu na siłę udawać rdzennych mieszkańców.
Po piąte – czy umiesz żyć bez wielkomiejskich atrakcji?
Obecnie miasto jest na etapie przejściowym, ambicje miejscowych władz powoli odbierają mu kameralny charakter za sprawą Sylwestrów dla 80 tysięcy gości, inwestycji typu wielkie kompleksy wypoczynkowe, albo pozwoleń na zastępowanie tradycyjnej drewnianej zabudowy betonowymi apartamentowcami. Wciąż jednak nie ma w nim atrakcji typowych dla wielkiego miasta. Galeria handlowa już owszem jest, ale nadal nijak ma się do wielkich centrów, nie znajdziemy tam typowych sieciowych sklepów. Nie ma też życia nocnego, otwartych do rana klubów i pubów, z wyjątkiem jednej dyskoteki Morskie Oko, opanowanej przez niezbyt grzeczną młodzież. Nie ma też oferty kulturalnej z wielkomiejskim rozmachem. W kinach nie znajdziemy wszystkich tytułów, jakie wchodzą na ekrany w wielkich miastach, stały teatr jest jeden, koncerty muzyki klasycznej odbywają się praktycznie tylko podczas letnich festiwali, w pozostałej części roku są to pojedyncze wydarzenia. Wystawy w miejskiej galerii najczęściej prezentują dzieła miejscowych artystów, tematycznie związane z górami, miejscową tradycją – nie znajdziemy tu awangardowych instalacji ani dzieł słynnych zagranicznych twórców. Jeśli umiemy żyć bez tego wszystkiego, albo mamy w sobie gotowość by jeździć często do Krakowa czy Katowic i tam nadrabiać zaległości w wielkomiejskim życiu – spokojnie przetrwamy w Zakopanem i niczego nie będzie nam brak.
Po szóste – czy umiesz żyć w rytmie sezonów?
W Zakopanem czas dzieli się na „w sezonie” i „po sezonie”. Oznacza to tyle co „tłok” i „pustka”. W sezonie miejscowi najchętniej schowaliby się do mysiej dziury. Unikają Krupówek, restauracji, popularnych turystycznie miejsc, robienia zakupów w godzinach, kiedy stoi się 40 minut w kolejce do kasy. Z drugiej strony, korzystają przecież ze znacznie częstszych kursów busów, dłuższych godzin otwarcia różnych obiektów. No i – liczą zyski. Każdy, kto ma tu pensjonat, lub kwaterę, czyli znaczna część mieszkańców, w sezonie wysokim podporządkowuje swoje życie turystom, dogadza, zaopatruje, organizuje. Wspomniani już pracownicy najniższego szczebla w gastronomii, handlu czy usługach cieszą się nieco mniej. Owszem mają trochę więcej godzin pracy na zlecenie, ale godziny te wypełnione są bardzo intensywną pracą, często na granicy możliwości i wytrzymałości organizmu. Inaczej „po sezonie”. Łatwo w pustym mieście spotkać znajomych na ulicy czy w kawiarni, w sklepach zakupy robi się bez stania w kolejkach, jeździ się po ulicach bez zastanawiania się, którędy ominąć korki. Nade wszystko zaś można delektować się ciszą i spokojem. Przyjeżdżają tu owszem turyści – ale tylko ci koneserzy, miłośnicy przejściowych pór roku, spowolnionego tempa i braku zorganizowanych atrakcji, jak festyny, biegi czy inne imprezy masowe. Wielu miejscowych podkreśla, że takie Zakopane lubią najbardziej, a ci, co mogą, uciekają stąd w słynny długi weekend majowy, lub sierpniowy. Niech turyści wybawią się za wszelkie czasy, witamy, zapraszamy, ale lepiej tego z bliska nie oglądać.
Po siódme – jak tam Twoja kondycja?
Nie da się ukryć, w Zakopanem często będzie pod górkę. Dosłownie i w przenośni. Ukształtowanie terenu każdego zmusi do pokonywania wzniesień. Chodniki nietknięte w zimie łopatą, ani nie posypane solą też wyrabiają mięśnie nóg i koordynację ruchów, gdy bronimy się przed upadkiem. Smog może wykończyć osoby o wrażliwym układzie oddechowym, a o długofalowych jego skutkach…lepiej nie myśleć. Z lżejszych tematów – lepiej pogodzić się z tym, że nie znajdziemy tu ulubionej marki herbaty, pesto, albo oliwy. Asortyment w sklepach jest podobny, ale jednak nie taki sam jak w dużych miastach. Jeśli liczysz na komfort w każdej minucie swojego życia – zastanów się dobrze, czy dasz radę tu żyć. Miejscowi są twardzi, nie narzekają, gdy trzeba wydostać spod zaspy samochód, postać 40 minut na deszczu czekając na autobus, spędzić noc po ciemku i w zimnie, gdy halny znów spowoduje awarię prądu.
Po ósme – to po co w ogóle tu żyć?
No właśnie. Z powyższych akapitów z lekka powiewa grozą. Po co więc w ogóle rozważać przeprowadzkę do Zakopanego? Choćby po to, by nacieszyć się przyrodą, górami, odpocząć od tempa wielkiego miasta. Jeśli ktoś zgubił swoją tożsamość i sens życia biegnąc jak chomik w kołowrotku za pieniędzmi, które i tak ledwo wystarczały na życie w wielkim mieście – tu je odnajdzie z powrotem. W Zakopanem można nauczyć się, że nie ma znaczenia, ile par butów masz w szafie – ważne, kogo spotkasz idąc w nich ulicą, czy górskim szlakiem. Życie pod górami uczy minimalizmu, rezygnacji z błahych zachcianek. Uczy też, by zwracać większą uwagę na naszą symbiozę z naturą, w miejsce nieustającej walki o podporządkowanie jej sobie, jak to ma miejsce w dużych miastach. Tu można też nauczyć się szacunku do ludzi, którzy są może mniej od nas wykształceni i obyci w świecie, ale potrafią walczyć z przeciwnościami losu zachowując poczucie godności i nadzieję.
Czy jest to opcja na całe życie?
Być może dla niektórych tak. Tych, którzy odnajdą się w tutejszej społeczności. Znajdą pod Tatrami zajęcie pozwalające godnie żyć, zyskają przyjaciół, znajomych, także wśród rdzennych górali. Ten czynnik, ludzki, w praktyce determinuje wszystko inne. Mając z czego żyć, choćby skromnie, mając wokół siebie bliskie osoby – można mieszkać nawet na Grenlandii. Wszystko da się przeżyć – i halny, i tłok na nieodśnieżonym chodniku, i brak ulubionej oliwy w sklepie, i niezbyt wyszukaną ofertę kulturalną. Prawdziwie trudno może być wtedy, gdy poświęcimy swój wyuczony zawód naukowca czy artysty na rzecz wykonywania prostej pracy w hotelu czy sklepie. Gdy nie uda nam się spotkać ludzi na podobnym poziomie intelektualnym, mentalnym, o podobnych priorytetach. Wtedy poczujemy, czym jest samotność obcego. Zdani na kontakt przez Internet i telefon z dawnymi przyjaciółmi – w końcu zatęsknimy za nimi. Wtedy, nie bójmy się zawrócić. Lat, czy miesięcy spędzonych w Zakopanem nikt nam nie odbierze. Gdy zamkniemy na chwilę oczy na ruchliwej ulicy, zobaczymy zamiast paskudnego, kanciastego wieżowca Świnicę, albo Giewont. Nabranej kondycji, hartu ducha i ciała też nie pozbędziemy się tak szybko. Wracając pod Tatry na wakacje, zawsze będziemy lepiej zorientowani niż inni turyści, skorzystamy więcej z pobytu. Nie wahajmy się więc spróbować, gdy nic nas nie trzyma w miejscu, gdzie obecnie mieszkamy. Zakopane może być świetnym przystankiem w życiu. Ale też nie bójmy się zrezygnować, gdy okaże się, że to jednak nie dla nas. Planujmy tylko z rozwagą swoje kroki, inwestycje, by nie stać się więźniem mało trafnych decyzji. Życzymy więc każdemu, kto marzy o byciu zakopiańczykiem, po prostu szczęścia. Pamiętajmy, ono sprzyja odważnym.
Anna Markiewicz