Burza nie przejdzie bokiem

Burza nie przejdzie bokiem

paź 28, 2019 | DLA KAŻDEGO, INFORMACJE PRAKTYCZNE

Burza nie przejdzie bokiem

Tegoroczne lato zapisze się na długo w pamięci zakopiańczyków, ale i wszystkich, którzy śledzą z uwagą wydarzenia pod Tatrami. Nie jest tajemnicą, że latem przydarza się bardzo wiele wypadków w górach, a słynny czerwony helikopter „Sokół” Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego wylatuje z bazy czasem kilka razy dziennie. Jednak to, co zdarzyło się 22 sierpnia, jest tragedią jakiej nie było w górach od wielu lat. Potężna burza jaka przeszła w dzień nad Tatrami, spowodowała śmierć czterech osób, w tym dwójki dzieci po stronie polskiej w rejonie kopuły szczytowej Giewontu, a także jednej osoby po stronie słowackiej. Rannych zostało 157 osób. Tego, co działo się po godzinie 13 w Zakopanem, nie widziano tu chyba nigdy. Nieustający odgłos syren karetek, helikopter TOPR latający w tę i z powrotem w gęstej mgle, potem kolejne, które udostępniło Lotnicze Pogotowie Ratunkowe. Wszyscy ratownicy byli zaangażowani w akcję ratunkową, na Hali Kondratowej zorganizowano szpital polowy dla poszkodowanych, część osób przewożono do szpitala w Zakopanem, innych aż do Myślenic, Nowego Targu i Krakowa.  Obrażenia poszkodowanych były typowe i poważne – poparzenia, porażenia kończyn, czasowa utrata wzroku, a także złamania, urazy głowy i kręgosłupa powodowane upadkami.

Wśród wypowiedzi osób, które przeżyły kataklizm i były w stanie rozmawiać z mediami, przeważało sformułowanie, że burza pojawiła się znienacka. Była piękna pogoda i nagle – piorun, huk, wszyscy upadli, wkoło latają części garderoby, słychać płacz, krzyki. Oddając szacunek i cześć zmarłym, a także ich  bliskim, nie można jednak w stu procentach zgodzić się z taką wersją wydarzeń.

Wyładowania oglądane z dobrego punktu widokowego to spektakularny pokaz sił natury. Jednak, bezpieczniej byłoby podziwiać je już z dołu, bez perspektywy godzinnego schodzenia w dół w ciemnościach.

W górach burza nie pojawia się znikąd.

W Zakopanem tego dnia od rana świeciło słońce. Ale nie ostre, jaskrawe, a przymglone. Na sporej części nieba formowały się chmury, gór zaś – nie było widać wcale, ukryły się za białą, świetlistą mgłą. To już powinno dać do myślenia osobom wybierającym się tego dnia w Tatry. Na filmach i zdjęciach z tego dnia, zrobionych w godzinach porannych z górskich grani – widać po prostu morze chmur. Obraz przypomina widok z samolotu, ponad chmury wystają tylko pojedyncze wierzchołki. To nie jest bezpieczna sytuacja i z całą pewnością większe jest prawdopodobieństwo, że rozwinie się z niej burza, albo choć solidna ulewa, niż że nagle chmury się rozejdą na boki i zaświeci słońce.

Czy naprawdę nie było niczego słychać, żadnego pomruku grzmotu z oddali, nie zerwał się wcześniej wiatr? Oczywiście, że było. Tym, co doprowadziło do tragedii, nie było nagłe pojawienie się burzy nad górami, a masowe zlekceważenie jej wczesnych zapowiedzi. Czy można było coś zaradzić, zareagować wcześniej? Tak, można było. Dlaczego turyści tego nie zrobili? Postaramy się przeanalizować i ten fakt.

Giewont nie wydaje się trudnym szczytem, jednak zdarzają się zabłądzenia we mgle. Przejście na drugą stronę grani i upadek wzdłuż majestatycznej północnej ściany kończą się tragicznie.

Gdy słychać pierwszy grzmot

Jedyną właściwą reakcją w takim momencie jest po prostu odwrócenie się od szczytu o 180 stopni, w stronę zejścia na dół i rozpoczęcie schodzenia, chyba, że już się tam kierujemy. Nie za minutę, ani nie za dziesięć, teraz. Nie trzeba biec, szczególnie gdy już zaczynie padać deszcz. Poślizgnięcie się w górach także może mieć groźne skutki. Jeśli znajdujemy się w rejonie łańcuchów, koniecznie odejdźmy od nich jak najdalej, nie trzymajmy się ich – w razie uderzenia pioruna, one pierwsze przyciągną go do siebie. Jeśli jesteśmy na grani, schodźmy w dół, choć też z zachowaniem rozsądku i koniecznie po szlaku, nie uciekajmy w pierwszy lepszy żleb na przykład będąc na Orlej Perci, bo później się z niego nie wydostaniemy. A pamiętajmy, że choć poświęcenie ratowników TOPR jest ogromne, to w czasie burzy, ulewy, mgły – nie mogą, nie powinni podrywać śmigłowca do lotu, gdyż jest to ogromne ryzyko wypadku. Powinniśmy mieć ze sobą mapę i na niej sprawdzić, którędy dostaniemy się najszybciej do któregoś ze schronisk. Odpuśćmy kalkulacje, że gdzieś mamy zostawiony samochód, a skądś będzie nam trudno wrócić na kwaterę… W sytuacji zagrożenia życia,  a taką jest burza w górach, to nie ma najmniejszego znaczenia.

Takie chmury nie zwiastują nic dobrego. Burza nad Mięguszami rozpętała się kilka minut po zrobieniu tego zdjęcia, pioruny waliły w grań przez godzinę.

Porzuć ambicję i nie licz pieniędzy

Nie ma również znaczenia to, czy osiągnęliśmy już wymarzony wierzchołek szczytu, czy brakuje nam do niego 100, a może tylko 25 metrów. Trudno, nie zdobędziemy go tym razem, góry będą stać za miesiąc i za rok. Nieważne, ile wydaliśmy na podróż, kwaterę i jak bardzo chcemy zaimponować znajomym selfie z krzyżem z Giewontu w tle – to się zupełnie nie liczy. Jeśli dziś ulegniemy wypadkowi, może to być nasza ostatnia wycieczka w życiu, nie tylko w góry, ale i gdziekolwiek.

Niestety, brzmi to strasznie, ale głównie źle zrozumiana determinacja niektórych turystów, by koniecznie „zaliczyć” szczyt, stała się przyczyną tragedii. Na kopule Giewontu panuje zwykle tłok, nie jest łatwo się wymijać na łańcuchach, niewprawni turyści – a tacy najczęściej oblegają ten szczyt – boją się puścić łańcuch, by wyminąć inne osoby bokiem, po skałkach. Efekt był taki, że nawet ci rozsądniejsi, którzy chcieliby zejść najkrótszą drogą, szybko zareagować na pogarszające się warunki – nie mieli szans, bo z dołu napierali ci, którzy koniecznie musieli dziś jeszcze, za wszelką cenę, stanąć pod słynnym krzyżem. Za ich upór zapłacili wszyscy, niektórzy życiem.

Przebywanie na przełęczy w takich warunkach to test na mocne nerwy. Warto pamiętać, że niektóre osoby mogą reagować paraliżującym lękiem na takie widoki. Nie każdy też z uśmiechem znosi dotkliwe zimno i kompletnie przemoczone ubranie.

Jak się zachować?

Co możemy zrobić widząc ludzi, którzy z uporem pchają się pod górę lekceważąc nadciągający kataklizm? Próbujmy ich przekonać, użyjmy wszelkich argumentów, szczególnie jeśli widzimy, że ktoś na siłę prowadzi w górę dzieci. One zwykle mają mocniejszy instynkt samozachowawczy, nie wstydzą się protestować, płakać, że się boją. Zamiast je wyśmiewać, lepiej ich posłuchać. Możemy też zaproponować dzieciom, że je sprowadzimy na dół, a rodzice….cóż, rodzice może jeszcze wrócą, jak im się uda. I czekajmy na reakcję. W obronie życia wszystkie chwyty są dozwolone, nawet taki szantaż.

Nie jest tajemnicą, na ogół uczymy się o tym już w szkole, że piorun uderza zwykle w najbardziej wystający obiekt w okolicy. Samotne drzewo, ale też wybijający się wierzchołek, czy grań. Dlatego może się zdarzyć, że w samym Zakopanem burzy nie będzie, ale w górach będzie szalała – Tatry bardzo wybijają się ponad miastem, są więc łatwym celem wyładowań atmosferycznych. W samych górach nie wolno ukrywać się pod drzewem, a jeśli burza spotka nas na otwartej przestrzeni najlepiej jest odizolować się od podłoża np. plecakiem, ukucnąć i ochronić głowę rękami. Odrzucić dalej metalowe elementy, nie trzymać komórki tuż przy ciele. Zamoknie, to trudno. Rzeczy w plecaku się pogniotą, czy połamią – kupi się nowe. Nie warto troszczyć się o przedmioty bardziej niż o własne życie – to naczelna zasada, nie tylko w czasie burzy, i nie tylko w górach.

Widoczna na zdjęciu pionowa granica między kolorem niebieskim a różowym to nic innego jak koniec obszaru deszczu. Widząc coś takiego nie wmawiajmy sobie, że do nas to na pewno nie dotrze.

Zapobiec tragedii

Nieszczęścia można uniknąć także na znacznie wcześniejszych etapach. Już w domu, sprawdzając prognozę pogody, zarówno w dniu poprzedzającym planowaną wycieczkę, jak i tego dnia rano. Nie patrzmy na prognozę dla Zakopanego, a dla Tatr. Najlepiej na stronie TOPR, komunikaty pogodowe na stronie TPN na bieżący dzień publikowane są zbyt późno, około 9 rano, kiedy większość turystów już jest na szlakach. Obejrzyjmy obrazy z kamer, porozciągane na niebie już rano, delikatne jak kłaczki waty chmurki powinny nas uczulić na możliwe opady deszczu. Podobnie jak silny wiatr wieczorem, halny zwykle pociąga za sobą deszcz. Z portali, które sprawdzają się w górach i w Zakopanem można polecić stronę zol.pl/pogoda/ podającą aktualne szczegółowe dane i prognozy, skorelowaną z AccuWeather – to też godny polecenia portal. Onet, Interia, czy nawet pogodynka, która ma swój wyświetlacz w centrum miasta –  niestety bardzo często mijają się ze stanem faktycznym.

Będąc już w górach liczmy się z brakiem zasięgu internetu, jeśli jednak uda nam się go złapać np. w schronisku, zanim ruszymy w kierunku grani, zajrzyjmy na portale burzowe, by zobaczyć, czy jakaś nie nadciąga w naszym kierunku w najbliższych godzinach. Pamiętajmy też o zapasie czasowym, jeśli widzimy, że burza ma być np. o 16, weźmy pod uwagę, że to zjawisko przyrodnicze, a nie szwajcarski zegarek i może się zjawić wcześniej. Albo nam się coś stanie i nie zdążymy zejść na dół w wyliczonym z mapą czasie. Internauci komentujący sierpniowe wydarzenia w górach szczególnie polecali sobie portal Blitzortung jako najbardziej wiarygodny, ale możemy też skorzystać z innych, po polsku, jak obserwatorzy.info

Niewiele więcej można dodać. Przestrzegając zasad wymienionych wyżej, przede wszystkim dając sobie przyzwolenie na zmianę planów i odpuszczając niezdrową ambicję, mamy wielkie szanse uniknąć nieszczęścia. Czy to chodzi o burzę, czy o wycieczkę przy zagrożeniu lawinowym, albo oblodzeniu – przekalkulujmy, co się dla nas bardziej liczy. Ambicja, przygoda, czy życie nasze i naszych bliskich. Nie chcemy tu straszyć, zniechęcać do chodzenia po górach w ogóle. Jest jednak w roku bardzo wiele pięknych dni, a w Tatrach mnóstwo tras bezpiecznych także w trudniejszych warunkach. Nie musimy za wszelką cenę akurat w burzę, czy przy lawinowej trójce iść na Orlą Perć czy choćby niesławny Giewont.

Po sierpniowych wydarzeniach pojawiły się głosy o konieczności zlikwidowania krzyża na Giewoncie, ponieważ przyciąga pioruny. Nie bójmy się, nic takiego się nie stanie, górale na to nie pozwolą. To nie krzyż jest winien, tylko nieumiejętność rozpoznania zagrożenia i podjęcia słusznej decyzji o odwrocie. Po burzy szlak był przez kilka tygodni zamknięty, pioruny dosłownie porwały łańcuchy i pokruszyły skały, można więc było podziwiać słynny wierzchołek tylko z daleka. Znaleźli się tacy, co próbowali się tam dostać mimo wszystko. Nawet w nocy po tragedii na szczyt wtargnęli wandale i pomazali krzyż. Trudno to w ogóle skomentować, można mieć tylko nadzieję, że za swój wybryk zostaną ukarani i że większość turystów wie, jak traktować z szacunkiem i góry, i ważne narodowe symbole.

Życzmy sobie wszyscy, aby taki wypadek już się nie zdarzył.

Anna Markiewicz