Tatry jesienią
Tatry jesienią
– czym nas zaskoczy najpiękniejsza pora roku.
Dla wielu osób jesień w górach to najpiękniejsze okoliczności przyrody. Wszechobecna dotąd zieleń kosodrzewiny, świerków, jagód, wielu gatunków krzewów, traw i mchu zastąpiona zostaje odcieniami rudości, złota, intensywnej czerwieni i fioletu. Chmury i mgły tworzą nierealne spektakle na graniach, ale zdarzają się też często dni z zupełnie czystym niebem, gdy słońce potrafi mocno grzać. Nic więc dziwnego, że – choć dzień skraca się bardzo mocno i nie pozwala na bardzo długie wycieczki – wiele osób właśnie na jesień planuje eksplorowanie tatrzańskich szlaków. Warto więc przypomnieć sobie kilka specyficznych cech tej pory roku. Aby w pełni korzystać z jej uroków i nie dać się niczemu zaskoczyć. Poniżej subiektywny wybór rzeczy najważniejszych.
Po pierwsze – jesienią przygotuj się na każdą porę roku.
Specyfiką regionu Podhala jest bardzo duże zróżnicowanie warunków pogodowych. Dotyczy to różnic dobowych, kiedy nawet latem nocą mogą być przymrozki, a za dnia upał. Także na przestrzeni jednego tygodnia pogoda może ewoluować od pełni lata, po deszczową jesień, a nawet śnieżną zimę. Kolejny wymiar to różnice pomiędzy tym, co „na dole” i „na górze”. Podczas, gdy w najwyższych partiach gór może być już pełnia zimy, na halach będzie jesień, a w samym Zakopanem temperatury rzędu kilkunastu stopni, czyli jak podczas chłodniejszych dni latem. Dlatego, planując jesienne wycieczki, trzeba wziąć to pod uwagę kompletując ubranie. Zbyt ciepłe, z którego nie da się już rozebrać, np. zimowe termiczne legginsy i koszulka z długim rękawem, nie dadzą nam żyć w środku dnia, gdy w słońcu temperatura odczuwalna będzie powyżej 20 stopni – za to doskonale sprawdziłyby się o poranku, gdy o wschodzie słońca opuszczamy dom, albo wieczorem, gdy już po zmierzchu do niego wracamy. Z drugiej strony – krótkie spodenki i koszulka bez rękawów dadzą nam komfort termiczny w środku dnia, ale jeśli przyjdzie załamanie pogody, czy choćby chmury i wiatr na grani – zamarzniemy. Co robić? Najlepiej ubrać się w wiele cienkich warstw, wziąć ze sobą lekkie spodnie do plecaka, ale też ciepłą czapkę, rękawiczki. I chustę, szal, czapkę – do ochrony głowy i karku przed słońcem. Można też kombinować z połączeniem termicznych legginsów z krótkimi spodenkami i legginsy zdjąć gdzieś z boku szlaku, czy w schronisku, gdy poczujemy, że gorąco odbiera nam siły. Optymalny zestaw na jesień to 4 warstwy – bardzo cienka koszulka, najlepiej bez rękawów, na nią jakaś z dłuższym rękawem, ale też cienka, na to cienki lub grubszy polar i kurtka przeciwdeszczowa /przeciwwiatrowa.
Po drugie – potraktuj serio pierwszy śnieg.
Zanim zima na dobre rozgości się w Tatrach, zwykle robi najpierw kilka próbnych podejść do tematu. Zdarza się, że pierwszy raz sypie śniegiem na Łomnicy czy Kasprowym Wierchu nawet w pierwszej połowie września. Najczęściej ten śnieg topnieje i znów mamy piękne, rdzawo-brunatne szczyty. Do czasu kolejnych opadów. Po nich cienka warstwa białego puchu leży zwykle dłużej, ale i on jeszcze stopnieje. Nie należy go bagatelizować. Podobnie jak ostrzeżeń o oblodzeniach, szczególnie na północnych stokach gór. Z dołu, z Zakopanego, są one oczywiście niewidoczne, ale są przyczyną częstych o tej porze wypadków. Na świeżym śniegu jest bardzo ślisko, pokrywa jest słabo związana, możliwe są więc zejścia lawin i ogólnie, nawet mając czekan i raki, lepiej odpuścić sobie w te dni wycieczki na obszar pokryty śniegiem. Możemy wędrować niżej, robić piękne zdjęcia i cieszyć się namacalnym spotkaniem dwóch pór roku dosłownie w połowie drogi. Ale nie przysparzajmy dodatkowej pracy ratownikom TOPR, szczególnie, że przy częstym jesienią wietrze, lub zamgleniach mogą mieć problem z dotarciem do nas śmigłowcem.
Po trzecie – pamiętaj o zakazie wędrowania po zmroku.
W Tatrach po szlakach wolno chodzić po zmroku dopiero od pierwszego grudnia. Co oznacza, że choćby było bardzo trudno opuścić magiczną krainę i zrezygnować z oglądania zachodu słońca z wysoko położonej grani – tak właśnie trzeba niestety zrobić. Jesienią jest to trudne, bo nierzadko ułuda pięknej słonecznej pogody każe nam zapominać o tym, że dzień jest już o 3 godziny krótszy niż latem – z kolei rano nie wyruszymy już o 4:30 na szlak, bo jest jeszcze zupełnie ciemno. Dlatego, planowanie z mapą w ręku to konieczność. Po to, by wyjść poza granice Parku Narodowego najpóźniej 20 minut po zachodzie słońca, kiedy robi się ciemno. Ma to swój głęboki sens. O zmierzchu na szlaki wychodzą gospodarze tego miejsca, jego pierwotni mieszkańcy – czyli dzikie zwierzęta. Nie wolno ich płoszyć głośnymi rozmowami, światłem z latarek, to ich czas. Zanim ułożą się do zimowego snu, swobodnie wędrują, nie znając pojęcia szlaku turystycznego czy granicy państwa. Chodzi też o nasze bezpieczeństwo – choć wielu po cichu marzy o spotkaniu z „misiem”, niedźwiedź jest bardzo groźnym zwierzęciem. A jesienią, zdeterminowany by zdobyć jak najwięcej pożywienia, by zrobić zapasy sadła na zimę – może zapomnieć o lęku przed człowiekiem. Wiele „misiów” wędruje jesienią nawet po uliczkach górnego Zakopanego szukając resztek jedzenia w śmietnikach. Na Słowacji jest to znacznie większym problemem, gdyż tam populacja tych zwierząt jest liczniejsza, a siedziby ludzkie niemalże sąsiadują z terytoriami pierwotnie zamieszkanymi przez niedźwiedzie. W górach po zmroku lubią też swobodnie biegać jelenie, a ich ryk jesienią niejednej osobie napędził już strachu – są to zwyczajowe odgłosy walk samców na tzw. rykowisku. Noc to jest ich pora i nie muszą liczyć się z tym, że akurat na ścieżce rozstawiliśmy aparat na statywie, by zrobić fotkę rozgwieżdżonego nieba, oczywiście gasząc czołówkę. Zderzenie się z tak dużym zwierzęciem raczej skończy się gorzej dla nas niż dla jelenia.
Po czwarte – rozważ nocleg w schronisku.
Jesienią jest łatwiej o miejsce w schronisku. Co oznacza, że jeśli w górach, z jakiegoś powodu zastanie nas noc, mamy trochę większe szanse na nocleg bez wcześniejszej rezerwacji. Jak zwykle, pamiętajmy o tym, by mieć przy sobie na wszelki wypadek gotówkę w polskiej walucie (nie zawsze będzie możliwość zapłaty kartą) i jakiś dokument tożsamości. A także sprawdźmy, czy upatrzone schronisko na trasie naszej wędrówki jest czynne – jesień to czas remontów, zmian. Może nie warto ryzykować powrotu nocą, co grozi nie tylko mandatem, ale też naraża nas na trudności pokonywania trudnego terenu, którego rzeźba w świetle latarki wygląda zupełnie inaczej – łatwiej tym samym o błąd w ocenie odległości, wysokości, czy nachylenia kamiennego stopnia. Zamiast tego, możemy przeżyć niezapomnianą noc w schronisku, bezkarnie wyjść nocą na zewnątrz pooglądać gwiazdy i poczuć się częścią tatrzańskiej braci, która wieczorem gra w karty przy stołach w jadalni i snuje opowieści o swoich wyprawach.
Po piąte – wiatr halny, czyli zostań w domu.
Jesienią zaczynają się pierwsze poważne epizody niszczycielskiego wiatru, którego rekordowa prędkość wyniosła w 1968 roku 288 km na godzinę. Wystarczy jednak „tylko” połowa tej wartości, by drzewa łamały się jak zapałki niemal u samej nasady, a w powietrzu latały gałęzie, banery reklamowe czy nawet fragmenty poszyć dachowych. Wybieranie się w takim momencie w góry, to skrajna nieodpowiedzialność. By poczuć „dziki zew natury” wystarczy w czasie halnego otworzyć okno, nie trzeba nawet wychodzić na zewnątrz. A jeśli koniecznie chcemy poczuć się jak w czasie sztormu na morzu – wyjdźmy na najbliższą łąkę. Po paru minutach walki o ustanie na nogach z ulgą wrócimy do domu. Bywa, że turyści mimo ostrzeżeń pracowników parku wybierają się w czasie halnego w góry – nie jest to mądre. Choć leśnicy starają się na bieżąco usuwać drzewa, które mają osłabioną strukturę i są potencjalnie największym zagrożeniem, zdarza się, że łamią się nawet te zupełnie zdrowe.
Po szóste – także jesienią ciszy szukaj na uboczu.
Wiele osób jedzie jesienią w Tatry licząc na ciszę i pustki na szlakach. Oczywiście, ludzi jest mniej niż latem. Ale wciąż wystarczy zwykły weekend lub dłuższy okres słonecznej pogody, by drogi prowadzące do najpopularniejszych szlaków zostały opanowane przez samochody, popularne destynacje są zaś zatłoczone jak zwykle. Tymczasem, tuż obok nich są miejsca niemal puste, jak Dolina Białej Wody po słowackiej stronie dostępna z Łysej Polany, czy szlak od Roztoki przez Rówień Waksmundzką i Dolinę Pańszczycy na Halę Gąsienicową. Biorąc pod uwagę tymczasową rezygnację z eksplorowania wyższych partii gór pokrytych świeżym śniegiem – spokojnie i bez żalu możemy tym razem nastawić się na podziwianie piętra lasu, dolin i hal, którym latem często poświęcamy mniej czasu, pędząc w kierunku najwyższych szczytów. Nic nie stracimy, zyskamy za to wrażenie głębokiej symbiozy z przyrodą, być może zadumamy się nad istotą dojrzałego piękna, które – tak jaskrawo widoczne w jesiennej szacie górskiej roślinności – można też potraktować jako szerszą metaforę cyklu przyrody i życia w ogóle.
Anna Markiewicz