Tatrzański savoir-vivre

Share this:

Tatrzański savoir-vivre

Jadąc na wakacje wszyscy chcemy odpocząć. Nie tylko od pracy – tabelek, tłumaczeń, czy projektów domów – ale też od stresu, planowania dnia z zegarkiem w ręku, pośpiechu. Niektórzy z nas, co widać wyraźnie w Zakopanem, chcieliby też odpocząć od wszelkich reguł, norm, zakazów i poleceń. Zasłużyliśmy przecież. Przez cały rok podporządkowujemy się zasadom panującym w naszej firmie, dzieci są ciągle ograniczane w szkole. Skoro więc zarobione w pocie czoła pieniądze wydajemy na urlop pod Tatrami, to chyba wreszcie możemy być sobą, poczuć się wolni. I tak, i nie.

Gdzie się kończy twoja wolność?

Alexis de Tocqueville, francuski myśliciel i dyplomata, już w XIX powiedział ”wolność człowieka kończy się tam, gdzie zaczyna się wolność drugiego człowieka.” To hasło jak ulał pasuje i do dzisiejszych czasów i może powinno być wpisane jako dodatkowy punkt regulaminu Tatrzańskiego Parku Narodowego. W zasadzie wyjaśniający wszystkie pozostałe. Prawdopodobnie należałoby jeszcze dopisać wolność zwierząt, pierwotnych i prawowitych mieszkańców Parku.
Studiując regulamin tatrzańskiego parku umieszczony na tablicach przy kasach biletowych do parku można odnieść wrażenie, że jest on po prostu represyjny, zabrania „wszystkiego”. Przyjrzyjmy się zatem niektórym jego punktom i wyjaśnijmy sobie nieco szerzej, dlaczego każdy z nich jest istotny.

Wejście na Rysy to prawdziwa szkoła cierpliwości. Bywa, że czas wejścia wydłuża się o dodatkowe 2 godziny, bo trzeba przepuszczać schodzących z góry. Ale tak każe obyczaj i zdrowy rozsądek.

Pali się?

Zaczniemy od tego, którego przestrzeganie sprawia może najwięcej problemu. Na tablicach i stronie internetowej TPN możemy przeczytać: „Nie pal ognisk, tytoniu, nie używaj otwartego ognia z wyjątkiem wyznaczonych i oznakowanych miejsc”. Dlaczego? Jeden powód jest wręcz banalny, chodzi o zagrożenie pożarowe. Drugi – również, park w którym walają się niedopałki papierosów to nie park, tylko wysypisko śmieci, a zatem nie miejsce, które chce się odwiedzić i tam odpocząć. Ale jest i trzeci powód – trudny do zniesienia, przykry i denerwujący dla wszystkich niepalących, a w dodatku trujący dym. Powietrze w Tatrach jest cudowne, jest poza widokami największą wartością tego obszaru. Dla osób żyjących w miastach, nawet w samym Zakopanem, wycieczka w Tatry to wyjątkowa okazja by pooddychać świeżym, pachnącym powietrzem. A nie papierosami. Może palący nie zdają sobie z tego sprawy, ale w ostrym, górskim powietrzu cząstki zapachowe przenoszą się na wiele setek metrów, czasem smuga zapachu papierosów ciągnie się za łamiącym regulamin turystą nawet pół kilometra. Jego już dawno nie widać, ale „zapach” pozostał. Czy potrzeba wiele wyobraźni by wczuć się w sytuację pozostałych osób na szlaku? Przyszły w góry by obcować z naturą, dziką przyrodą – a mają to samo, co w mieście, duszący dym papierosów. Pominiemy kwestie zdrowotne, każdy wie, że i czynne, i bierne palenie jest szkodliwe. Dlatego, nie usprawiedliwia palaczy ani zbieranie niedopałków do butelki, czy torby foliowej, ani palenie tylko jeśli idą na jakimś odcinku samotnie. Jeśli palaczom zapach papierosów wydaje się przyjemny, niech wyobrażą sobie jakiś inny, którego wyjątkowo nie lubią – siarkowodoru, smoły czy chlewika – i pomyślą, że mógłby ich prześladować na szlaku, gdzie wybrali się odpocząć. Przyjemnie?

Muzyka ze strumyka

Drugi przepis sprawiający problemy, to prośba o zachowanie ciszy. Na szlakach praktycznie każdego dnia można natknąć się na miłośników muzyki puszczanej głośno ze smartfona, albo – kuriozalne, ale prawdziwe – z głośnika z subwooferem umieszczonego w plecaku, który towarzyszył treningowi pewnej grupy sportowców ubranej w koszulki z godłem państwowym. I znów, są powody oczywiste – jak ten, że nie wolno płoszyć zwierząt i trzeba im dać odpocząć na uboczu, bo one teraz śpią, by nocą prowadzić swoje sekretne życie. Ale są i mniej trywialne – np. szacunek do osób, które w góry chodzą po to, by pomilczeć, rozprawić się w swojej głowie z trudnymi tematami, pomodlić się, pomedytować. Tatry, ze względu na swoje majestatyczne piękno i potęgę są znakomitym miejscem do tego. Muzyka? Towarzyszy nam wszędzie indziej. W kawiarniach, na dworcach, w środkach transportu, sklepach. Jeśli jednak to mało i po prostu nie możemy znieść odgłosu śpiewu ptaków, szumu wiatru i potoków – włóżmy dobrze izolowane słuchawki. Zapewnijmy sobie przyjemność bez robienia przykrości innym.

Na wierzchołku nie ma miejsca na przepychanie się, lepiej czujnie rozejrzeć się, czy ktoś obok nie poczuł się przytłoczony kilometrową przepaścią tuż pod nogami.

Słyszysz mnie, na Giewoncie jestem!

Nieco inaczej ma się sprawa z komunikowaniem się na szlaku. Nie wiedzieć czemu, są pary, grupy, które potrafią porozumiewać się między sobą półgłosem. Tak, że mogą je słyszeć co najwyżej osoby idące dwa metry obok. Ale są też turyści, których słychać z odległości trzystu metrów. W górach hałas niesie się daleko, odbija od skalnych ścian. Zmorą są szczególnie panowie o tubalnym głosie, którzy koniecznie muszą się podzielić komentarzem z kolegą, żoną, albo dzieckiem idącym 10 metrów przed nimi. Albo młode dziewczyny, których chichot i piski słychać chyba w Poroninie. Są też wielbiciele meczów, którzy ryzykując potknięcie się na szlaku, idą z oczyma utkwionymi w smartfonie, z którego dochodzą charakterystyczne odgłosy kibicowania i pełne emocji okrzyki komentatora. Dzieci również potrafią bardzo spontanicznie wyrażać radość, ale jeśli krzyczą zbyt głośno – może nie dorosły jeszcze do chodzenia po górach? Niewątpliwie każdy ma prawo do dobrego nastroju, jest on wręcz pożądany, są jednak różne, bardziej subtelne sposoby jego manifestowania. Jedyną istotą, która ma prawo ryczeć w Tatrach jest jeleń na rykowisku i niedźwiedź. Oczywiście każdy zaakceptuje także hałas helikoptera TOPR-u lecącego na pomoc. Natomiast idąc w góry niekoniecznie chcemy integrować się z obcymi osobami dzielącymi z nami szlak – do tego stopnia, by poznawać historie małżeńskich sporów, opowieści o dolegliwościach zdrowotnych, kulisy rozwodów, wytyczne dla księgowej udzielane przez telefon, czy wspomnienia z hucznej imprezy. Pomyślmy, czy chcemy, aby wszyscy o tym wiedzieli. I czy nie warto idąc w góry odłożyć nizinnych spraw choć na kilka godzin. Skupić się na tym, co nas otacza i na co czekaliśmy czasem wiele miesięcy – zapach ziół, kosodrzewiny, cisza, szelest ptaka albo jaszczurki w zaroślach, brzęk owadów, kolory nieba, chmur, zadziwiające formacje skalne. Tego na pewno w mieście nie będzie, więc nawet jeśli nie robi to na nas wrażenia, pomyślmy o tych, którzy każdą komórką ciała, każdym zmysłem chcą chłonąć urodę Tatr.

Góry do rozbiórki

Kolejnym „kontrowersyjnym” przepisem wydaje się zakaz zbierania kwiatów, zabierania fragmentów skał „na pamiątkę”, jedzenia owoców z krzaczka. Wyobraźmy sobie jednak, co by się działo, gdyby każdy, podkreślmy każdy udający się z wizytą do parku – postanowił zrobić sobie bukiecik. I wziąć jeden kamyk, może dwa. Pomnóżmy to przez setki tysięcy turystów rocznie. Co by zostało?

Kozice tolerują obecność turystów, ale nie smakują im nasze kanapki.

Wytrzymasz

Nie wiadomo czemu na tablicach informacyjnych przy wejściach nie znajdziemy przekreślonej ikonki widocznej zwykle na drzwiach toalet. Być może dyrekcji parku nie mieści się w głowie, że można w parku narodowym udać się w krzaki „za potrzebą’, może też myślą, że zakaz śmiecenia zawiera już w sobie i tę drażliwą kwestię. Przypomnijmy – potrzeby fizjologiczne można załatwić w licznych schroniskach, przenośnych toaletach usytuowanych w wielu miejscach przy wejściach na szlaki. I na tym koniec. Zapach odchodów człowieka jest sygnałem zagrożenia dla dzikich zwierząt. Raczej nie musimy obawiać się, że w „strategicznym momencie” rzuci się na nas niedźwiedzica broniąca młodych. Ale może się zdarzyć że mama małego rysia czy jelonka porzuci go w legowisku, będzie bała się wrócić tam, gdzie go zostawiła i mały nie da sobie sam rady. Zginie. My nie zginiemy odmawiając sobie przystanku w krzakach. Nie musimy powstrzymywać się od picia – większość wody i tak wyparuje przez skórę przy wzmożonym wysiłku.

Trzymaj się prosto

Od czasu do czasu powraca temat zakazu picia alkoholu w schroniskach. Budzi on przerażenie wielu miłośników górskich wycieczek. Jest coś bardzo przyjemnego w wypiciu piwa i uzupełnieniu w ten sposób brakujących mikroelementów. Jednak rozsądnie byłoby zaplanować tę przyjemność już pod koniec wycieczki, kiedy nie czeka nas pokonanie żadnego wymagającego szlaku. Dla bezpieczeństwa. W górach i bez alkoholu łatwo stracić równowagę. Na pewno powinniśmy sobie darować picie w momencie, kiedy mamy mało czasu na powrót przed zmrokiem, kiedy pod naszą opieką są dzieci i kiedy mamy po prostu słabą głowę, jesteśmy bardzo zmęczeni, albo nie czujemy się pewnie w górskim terenie. Piwo poczeka, na dole w Zakopanem nie brakuje klimatycznych knajpek, w których można usiąść wieczorem i na gorąco jeszcze raz omówić wrażenia z wycieczki.

Szkoła cierpliwości

Na tablicach TPN-u można znaleźć informację o ruchu prawostronnym na szlakach. W praktyce nie zawsze udaje się wyminąć, są przecież odcinki jak Orla Perć, gdzie miejsce na postawienie stopy ma 20 cm i musimy trzymać się łańcucha, by nie odpaść od ściany. Do dobrych obyczajów należy poczekanie, gdy widzimy, że ktoś z przeciwka zbiera się do pokonania trudnego odcinka. Do obowiązków – chwytanie za odcinek łańcucha dopiero wtedy, gdy jest on wolny i nie trzyma go nikt inny. To absolutna podstawa i złamanie tej reguły grozi śmiercią lub kalectwem. Tak samo nie wolno nikogo poganiać, wywierać presji, próbować wyprzedzić idąc poza wytyczonym szlakiem. Trasy są zatłoczone, taka jest rzeczywistość. Kto chce uniknąć tłumów, niech wybiera rzadko uczęszczane trasy i niestandardowe godziny, zamiast najbardziej popularnych. Ale już będąc jedną z osób, które ten tłum tworzą – dla własnego bezpieczeństwa uzbrójmy się w cierpliwość.

Dokąd się spieszysz?

Ostatnio coraz bardziej popularne staje się bieganie po górach. Organizowane są biegi, w ten sposób trenują pojedynczy sportowcy i amatorzy. Są szlaki, na których nikomu to nie przeszkadza, a biegacz zawsze wzbudza podziw i respekt dla swojej kondycji. Jednak czasem można narazić i siebie i innych na niebezpieczeństwo. Wiele szlaków, pomimo nieustających starań władz TPN o utrzymanie ich w dobrym stanie – po prostu się sypie. Na wielu odcinkach prowadzą one piarżyskiem. Nawet spokojnie idąc możemy strącić mniejsze i większe kamienie, żwir. A co dopiero biegnąc. Ktoś znajdujący się poniżej może ucierpieć. I nie, nie jest radą na to, aby wszyscy chodzili w góry w kasku. Uderzenie kamieniem w nogę, albo rękę również może wykluczyć pechowca z dalszej wycieczki. Dlatego, choć regulamin parku nie zabrania biegów, zrezygnujmy z nich w terenie niestabilnym, nawet jeśli sami nie boimy się kamiennych lawin i czujemy się pewnie.

Zejście z przełęczy Krzyżne w kierunku Murowańca – bieganie po takim szlaku nie jest bezpieczne.

Bądź czujny

W górach często czuje się więź z obcymi osobami – przez wspólnotę celów, współuczestnictwo w trudach wycieczki, podobne przeżycia i wrażenia. Nie jest niczym złym, ani dziwnym udzielenie pomocy komuś, kto wyraźnie jej potrzebuje. Podanie ręki i podtrzymanie kogoś, podpowiedź, gdzie postawić stopę, albo ostrzeżenie, który kamień się chwieje – są zawsze mile widziane. Do bardziej zaawansowanych form pomocy można zaliczyć podzielenie się wodą lub przekąską z kimś, kto z jakichś powodów ich już nie ma. Czasem tabletką od bólu głowy, gdy niskie ciśnienie daje się we znaki. Jeśli mamy apteczkę, a powinniśmy mieć choćby minimum – widząc, że komuś dzieje się krzywda, nie chowajmy jej dla siebie. Bywa też, że widzimy kogoś, kto dosłownie „idzie po śmierć” – źle ubrany, niezdarnie się poruszający, spalony słońcem bez żadnej osłony – musimy wtedy chociaż spróbować zawrócić taką osobę najkrótszą drogą ze szlaku, użyć wszelkich argumentów. A jeśli mamy siłę i miejsce w plecaku, zawsze możemy wspomóc osobę objuczoną śpiworem, który zawadza, albo dobytkiem niesionym w reklamówce. Tak, są takie przypadki i ich ocenę można zostawić sobie na później, ale jeśli tylko mamy taką możliwość, pokażmy swoją zdolność do bezinteresownej pomocy.

Czym pachną Tatry?

Kolejny punkt, którego nie ujmuje regulamin TPN, ale wart jest może wspomnienia. Jeśli mówimy o uciążliwości zapachu papierosów, pamiętajmy, że są i inne, które brutalnie wręcz kontrastują z otoczeniem. Tatry to nie miejsce, by spryskiwać się od stóp do głów intensywnymi perfumami, czy dezodorantami. Zwróćmy uwagę nawet na intensywne proszki do prania, czy płyny do odzieży sportowej. Źle wypłukane zostawiają za sobą chmurę chemicznego zapachu. I znów, nie pozwalają innym osobom każdym zmysłem odczuwać przyjemności z górskiej wędrówki. Nie namawiamy oczywiście do popadania w skrajności i rezygnacji z prysznica przez cały okres pobytu. Po prostu umiar wskazany jest także w kwestii higieny.

Zejście ze Szpiglasowej Przełęczy w kierunku doliny Pięciu Stawów. Na łańcuchach w dół schodzi się tyłem i zawsze tylko jedna osoba może trzymać odcinek łańcucha między dwoma wspornikami.

Jelonek wyżywi się sam

Wielu turystów, szczególnie w rejonie Morskiego Oka, spotyka jelonka. Kręci się on między ludźmi, pije wodę z jeziora i zupełnie nie boi się ludzi. Także w innych miejscach można stanąć oko w oko z dzikim zwierzęciem. Najgorsze, co można wtedy zrobić, to ocenić je na niedożywione i wyciągnąć rękę z własnym jedzeniem. Po pierwsze, kanapka z serem, albo chipsy, to nie jest to, co jelonki lubią najbardziej i po prostu im to zaszkodzi. Po drugie, zwierzę nauczone, że pokarm dostaje od ludzi – będzie miało ogromny problem w sytuacji, gdy człowiek się nie pojawi i o jedzenie trzeba będzie zadbać samodzielnie. Pozwólmy zwierzętom pozostać dzikimi. Także dla własnego bezpieczeństwa. Jelonek nie budzi takiego respektu jak niedźwiedź. Ale również może stratować człowieka, jeśli nagle coś wzbudzi jego niepokój i postanowi się bronić.

I tak jest pięknie

Być może, po lekturze tego tekstu, Tatry jawią Ci się, drogi czytelniku, jako miejsce straszne. Gdzie swoboda jest mitem, wszędzie mnożą się zakazy, co chwilę można popełnić gafę, zrobić komuś przykrość, albo kogoś zdenerwować. Spokojnie. Pisząca te słowa od 18 lat chodzi po Tatrach i ani razu nie złamała żadnego zakazu ujętego regulaminem, ani nie odpuściła stosowania się do wskazówek dodatkowych ujętych powyżej. I nadal uważa, że Tatry są miejscem mistycznym, pięknym niezależnie od pory roku i dnia, przy każdej pogodzie. Zdecydowanie wartym tego, by na dziesięć, może kilkanaście godzin zmienić skórę. Nawet jeśli na co dzień jesteśmy duszą towarzystwa, używki nie są nam obce, a w obronie własnego komfortu walczymy jak niedźwiedzica z młodymi – w górach możemy się poświęcić. Okryć swoje drugie ja – osoby empatycznej, delikatnej, uważnej. Po to też chodzi się w góry.

Anna Markiewicz


Share this: