Bezpieczeństwo w Tatrach zimą

Share this:

Bezpieczeństwo w Tatrach zimą

Wiele osób wybiera się w zimie do Zakopanego. Chcą poczuć atmosferę miasteczka, liczą, że uda się zaznać prawdziwej, śnieżnej zimy. Niektórzy od razu planują też wycieczki w Tatry. Jeszcze przed wyjazdem kompletują ekwipunek, rezerwują noclegi w górskich schroniskach. Ale część osób decyzję o wyjściu w góry podejmuje spontanicznie. Bliskość gór kusi, przy słonecznej pogodzie widać je z wielu punktów miasta. Wydają się łatwo dostępne, a o ich atrakcyjności krążą legendy – o tej ciszy, najświeższym na świecie powietrzu, widokach, które trzeba na własne oczy zobaczyć, by uwierzyć, że istnieją naprawdę. Niestety spontaniczność nie zawsze idzie w parze z odpowiedzialnością i rozsądkiem. Błędy mogą się zdarzyć każdemu, warto jednak pamiętać, że różne mogą mieć konsekwencje. Zapomnienie o naładowaniu telefonu na nizinach, a w górach to zupełnie inny kaliber zaniedbania. W pierwszym przypadku może ktoś się obrazi, bo długo nie oddzwaniamy, w drugim – może nas to kosztować nawet życie. Wiele rzeczy, które wydają się oczywiste ludziom obeznanym z górami, szczególnie żyjącym na stałe w ich bliskości – dla przybysza w zupełnie innego rejonu świata mogą być zaskoczeniem. Dlatego jeszcze raz przypomnimy tutaj kilka najważniejszych zasad, które warto mieć w głowie zanim zaczniemy planować zimową eksplorację Tatr. Po to, by każdy, kto przeczyta te słowa, wrócił do domu mając wyłącznie dobre wspomnienia.

Przemyśl to dobrze i nie licz na cud

Wycieczki w Tatry, jednakowo letnie i zimowe, trzeba planować z wyprzedzeniem. Tym, co odróżnia zimowe od letnich jest więcej czynników, które musimy wziąć pod uwagę, sprawdzić, a także kupić, zanim nasza noga zrobi pierwszy krok na szlaku.

Latem sprawdzamy prognozę pogody dla Tatr – nie dla miasta Zakopane – na kilku portalach. Bierzemy pod uwagę nie tylko temperaturę, ale też siłę wiatru i stopień nasłonecznienia, obliczamy z dużym zapasem czas potrzebny na przejście szlaku i kompletujemy wygodne i chroniące nas przed zimnem, deszczem lub słońcem ubranie. Bierzemy mapę, naładowany telefon, a jeśli bateria ma tendencję do szybkiego rozładowywania się, to również powerbank. Woda, jakieś jedzenie, które nie spowoduje sensacji żołądkowych, sms do zaufanej osoby, dokąd idziemy i kiedy mniej więcej planujemy wrócić (z obietnicą kontaktu, gdy już bezpiecznie zejdziemy ze szlaku). I w zasadzie możemy już iść, choćby i samotnie.

W zimie sprawa wygląda bardziej skomplikowanie. Po pierwsze musimy stale monitorować komunikaty o zagrożeniu lawinowym. Są one dostępne na stronie Tatrzańskiego Parku Narodowego. I absolutnie nie wolno ich lekceważyć. Już „dwójka” oznacza, że lawina może zejść pod wpływem niewielkiego obciążenia. Trójka i czwórka to wystarczająco dobry powód, żeby w góry nie wychodzić wcale. Po prostu. Warto rozważyć, ile mamy do stracenia. Co by było, gdyby się okazało, że już jutro wieczorem z tych gór nie wrócimy. Bez wielkiej przesady i egzaltacji, ani też chęci straszenia kogokolwiek – tak to trzeba ująć. Ryzyko jest ogromne. W tych warunkach nawet nie każda dolina jest bezpieczna. Najlepiej jest przejść wcześniej szkolenie lawinowe prowadzone najczęściej przez ratowników górskich. Jeśli nie mamy ochoty tak inwestować – odpuśćmy wycieczki w góry, gdy zagrożenie jest większe niż „jedynka”. A prognozy pogody? Nie wystarczy je przeczytać. Trzeba je jeszcze respektować i nie liczyć na to, że może się nie sprawdzą. Dla bezpieczeństwa załóżmy, że będzie nieco gorzej, niż przewidują synoptycy. Silny wiatr znacznie obniża temperaturę odczuwalną. Opady śniegu powodują ograniczenie widoczności, zacierają ślady. Mgła może sprawić, że stracimy orientację w terenie. Nawet jeśli z zapartym tchem śledzimy wiadomości o himalaistach zdobywających K2 zimą i chcemy ich wzorem sprawdzić swoje siły w ekstremalnych warunkach, pamiętajmy, że wyczynem jest dopiero bezpieczne dotarcie do bazy, a nie ryzykowanie zdrowia i życia w imię romantycznej przygody.

Gdy po opadach śniegu przyjdzie halny, a potem deszcz, śnieg na szlakach zamienia się w miękką breję, a po zmierzchu w lodową polewę. Nawet łatwą trasę, jak tę w Dolinie Jaworzynki, może być wtedy trudno pokonać bez spektakularnych upadków.

Niezbędne wyposażenie – kup lub pożycz

Jeśli chodzi o niezbędne zakupy, ich lista zimą będzie dłuższa. Nawet podczas spaceru na Halę Gąsienicową najłatwiejszym szlakiem z Brzezin przyda nam się termos, by nie pić lodowatej wody. Idąc pod górę zapewne pozbędziemy się sporej części ubrania, ale schodząc w dół możemy porządnie zmarznąć, szczególnie już po zmierzchu, przydadzą się więc ogrzewacze chemiczne do dłoni i stóp. Można je kupić w sklepach sportowych i niektórych aptekach np. Super-Pharmie. Druga para skarpet i rękawiczek również przyda się, gdy przemoczymy pierwsze. Stuptuty, czyli ochraniacze na łydki i kostki, ochronią przed wpadaniem śniegu do butów. Możemy także rozważyć zastąpienie typowych butów trekkingowych śniegowcami z antypoślizgową podeszwą. Jest w nich bardzo ciepło, nie przemakają, ściągacz na górze w sięgających pod kolano modelach chroni przed wpadaniem śniegu. Jednak nie stabilizują one mocno kostki, więc są dla ludzi o bardzo sprawnych stawach i ścięgnach. Tyle wystarczy na wycieczkę wspomnianą trasą. Ale już np. nad Czarny Staw Gąsienicowy ciężko będzie dojść bez raków, prowadzi nad niego wąziutka ścieżka, lekko nachylona, wymijając się z inną osobą łatwo o utratę kontaktu z podłożem. Raki przydadzą się też na pozornie łatwej trasie Doliną Roztoki, albo na Halę Kondratową, a nakładki antypoślizgowe nawet na górnym odcinku asfaltowej drogi na Morskie Oko, która oczywiście nie jest posypywana solą, ani nawet piaskiem. Kijki, które latem często tylko przeszkadzają, w zimie wręcz przeciwnie, ułatwią przekopywanie się przez śnieg, utrzymanie równowagi na śliskich podejściach. Czekan – to już wyższa szkoła jazdy, z pewnością nie dla tych, którzy po raz pierwszy są w górach zimą. Sprzęt zimowy można także wypożyczać, na zakupy przyjdzie czas, gdy już połkniemy bakcyla zimowych wypraw. Generalnie, trzeba to bardzo mocno podkreślić – samo posiadanie sprzętu to o wiele za mało, by czuć się bezpiecznie w górach zimą. Trzeba jeszcze umieć go używać. Ta zasada dotyczy szczególnie zestawu zwanego „Lawinowym ABC”, bez którego nie powinniśmy się ruszać na potencjalnie lawiniaste tereny nawet przy „tylko” drugim stopniu zagrożenia lawinowego. Składa się na niego detektor, sonda i łopatka. Jeśli nie widzimy sensu w jego kupowaniu, możemy go wypożyczyć np. w Kuźnicach, w wypożyczalni sprzętu narciarskiego, ale i wypożyczenie niewiele nam pomoże, jeśli nie dowiemy się najpierw, jak się nim posługiwać.

Aby nacieszyć się zimą w górach, wcale nie trzeba wchodzić na Orlą Perć. Tak wspaniale prezentują się głazy na dnie potoku pod dwumetrową warstwą śniegu – szlak z Brzezin na Halę Gąsienicową.

Nie licz na światło księżyca

Czym jeszcze zima różni się od lata? Ot, choćby długością dnia. Zmrok w najkrótsze dni w roku zapada już ok. 15:30. Z tego powodu w Tatrach wolno poruszać się w zimie po zapadnięciu ciemności. Często jest to konieczność, gdy wybrana trasa jest zbyt długa, by zmieścić się w ośmiu-dziewięciu godzinach światła dziennego. Szczególnie, że w zimie torujemy drogę w śniegu, a więc poruszamy się dużo wolniej. I teraz – najważniejsze. Jeśli nie masz latarki, czołówki o dalekim promieniu światła i dużej odporności na wilgoć, z zapasem baterii – w ogóle nie wychodź na szlak. Nawet jeśli wydaje Ci się, że zdążysz wrócić za dnia. Nawet nad Morskie Oko. Nigdy nie wiesz, co się wydarzy, w jakich okolicznościach się znajdziesz. Latarka z komórki jest niewygodna, blokuje jedną rękę uniemożliwiając np. używanie kijków albo poruszanie się tam, gdzie rozsądny człowiek użyje czterech kończyn, zamiast dwóch, czyli w trudnym terenie. Świetną, mocną czołówkę można kupić nie tylko w sklepie sportowym, ale nawet w zwykłym markecie, a ceny zaczynają się od kilkunastu złotych, nie ma więc uzasadnienia dla braku tej części ekwipunku.

Jeżeli chcemy oglądać z bliska zachód słońca na Orlej Perci, to musimy mieć ze sobą czołówkę – nie uda nam się wrócić do Kuźnic przed zmrokiem.

Nie zgub się

Tym, co odróżnia góry zimowe od letnich jest też brak widocznego oznakowania szlaków, ze śniegu sterczą tylko tyczki, niektóre trasy są zamknięte, wyznaczone są obejścia zimowe – głównie ze względu na zagrożenie lawinami. Dlatego, jeśli nie mamy okazji wędrować z kimś, kto dany szlak już zna, nie wybierajmy się na trasę mało uczęszczaną, gdzie nawet nie będziemy mieli szansy spytać kogoś, jak dalej iść. Komunikaty o zmianach przebiegu tras, zamknięciach wejść do parku ze względu na trudne warunki itp. znajdziemy na stronie TPN. Warto tu wspomnieć o tym, że w zimie wolno poruszać się po powierzchni stawów, tak jest poprowadzony np. szlak na Rysy – ale trzeba pilnie śledzić komunikaty o grubości pokrywy lodowej i bezwzględnie stosować się do zakazu wchodzenia. Zdarza się, szczególnie na początku i pod koniec zimy, że pracownicy parku stoją na brzegu Morskiego Oka i informują o zagrożeniu, jeśli ich nie ma, a chcemy być bezpieczni – spytajmy w schronisku.

Kto cię odkopie spod śniegu?

Mówiąc o towarzyszach wycieczki warto też wspomnieć, że o ile latem można zaryzykować samotne wycieczki i wiele osób nie wyobraża sobie w ogóle innego sposobu eksplorowania gór, o tyle zimą, szczególnie przy zagrożeniu lawinowym, na terenie poza lasem – jest to dużo większe ryzyko. Niewiele osób jest w stanie samodzielnie oswobodzić się z lawiny, trzeba mieć dużo szczęścia, a jeszcze lepiej tzw. plecak z ABS-em, który jest bardzo drogi, ale skuteczny, jeśli nie stracimy głowy i zdążymy w ciągu kilku sekund pociągnąć linki uruchamiające dopływ powietrza do poduszek wmontowanych na stałe w plecak. No i musimy mieć go na plecach, a nie odstawiony gdzieś z boku, bo właśnie odeszliśmy, by złapać super kadr zdjęcia. Towarzysz, który posiada zestaw lawinowy i umie się nim posłużyć, znacznie zwiększa nasze szanse na przeżycie, z tego tez powodu nie należy iść zbyt blisko siebie. Jeśli zasypie wszystkich uczestników wycieczki jednocześnie, szanse na choćby wezwanie pomocy będą podobne, jak przy samotnej eskapadzie, czyli bardzo niskie.

TOPR to nie taksówka, czyli daj sobie szansę

Doszliśmy w tym miejscu do tematu pomocy. Wiele osób dowiadując się, że istnieje wspaniała instytucja TOPR, czyli Tatrzańskie Ochotnicze Pogotowie Ratunkowe czuje się zupełnie bezpiecznie i w duchu zwalnia się od odpowiedzialności za swoje działania. Przecież, cokolwiek się wydarzy, ratownicy wsiądą w helikopter i przylecą z pomocą. Niestety, nie do końca tak to działa. Jeśli będą fatalne warunki pogodowe, śnieżyca, mgła, silny wiatr – helikopter nie poleci. Również po zmierzchu będzie się poruszał w absolutnie wyjątkowych przypadkach. Sami ratownicy zwykle nie korzystają z możliwości odmowy wyjścia na akcję, jest to związane z charakterem ich służby, ale warto pamiętać, że mają taką możliwość, tak może też zdecydować prowadzący akcję ratunkową – jeśli ryzyko utraty zdrowia i życia przez ratowników jest zbyt wielkie. W przypadku lawiny – praktycznie nie ma szans, by ratownicy dotarli do zasypanego w ciągu pierwszych osiemnastu minut, a te są kluczowe, później całkowicie zasypany człowiek zaczyna się dusić. Z pomocy ratowników nie skorzystamy też łatwo i szybko, jeśli w ogóle straciliśmy orientację w terenie, nie wiemy, gdzie jesteśmy, nie mamy mapy, kompasu, rozładował się telefon. Ratownicy nic nie poradzą też na to, że jesteśmy nieodpowiednio ubrani, więc dopóki nie przedrą się do nas na piechotę przez śnieg, nie przyniosą folii termicznej i rozgrzewającego napoju, będziemy musieli na nich czekać w tym, co mamy – jeśli przyszło nam do głowy iść w góry w jeansach, które na mrozie i śniegu przymarzają wręcz do ciała, nie mamy czapki, nieprzemakalnej, nieprzewiewnej kurtki, za to mamy na nogach adidasy, które tak świetnie wyglądały zimą w mieście, szczególnie w połączeniu z gołymi kostkami… sami jesteśmy sobie winni.

Pomyśl o bezpieczeństwie innych

Często można usłyszeć, że wychodząc w góry ze schroniska należy zostawić wiadomość, dokąd się idzie i jaką trasą. W praktyce nie są zbierane takie informacje, jedynie taternicy wpisują się do księgi wyjść. Ale naszym obowiązkiem jest powiadomienie kogoś innego, nawet na drugim końcu Polski, o tym, dokąd się wybieramy. Możemy to też zrobić w naszym hotelu lub pensjonacie. I koniecznie poinformujmy o zmianach planów, czy niespodziewanych wydarzeniach, które nie pozwolą nam wrócić do miejsca zamieszkania o ustalonej godzinie. Nawet, jeśli nic się nie stało, a nasz powrót opóźnia się, bo siedzimy sobie w karczmie na Krupówkach z nowo poznaną, wesołą ekipą. Pomyślmy, że może ktoś już uruchomił służby ratunkowe, że ratownicy ryzykują życie przedzierając się przez potencjalnie lawinowe tereny ze szkolonymi psami – a my w tym czasie sączymy radośnie grzańca.

Mówiąc o bezpieczeństwie w Tatrach warto zauważyć, że i w mieście czyhają pułapki – np. ogromne, mające niekiedy metr długości sople, których zwyczajowo tutaj nikt nie strąca.

Gdy transportu brak

Co jeszcze należy szczególnie wziąć pod uwagę zimą? Nasze siły. Brnięcie w śniegu, choćby tylko takim po kostki, wymaga od nas znacznie większej sprawności fizycznej. A co dopiero, jeśli chcemy wejść sobie na któryś z Czerwonych Wierchów zimą i śniegu mamy po pas. Dwa razy zastanówmy się zanim zaplanujemy wymagającą wycieczkę z małymi dziećmi. Planując trasy weźmy też pod uwagę ograniczony ruch wozów konnych i sań na drodze do Morskiego Oka, może całą drogę trzeba będzie pokonać piechotą w obie strony. Jeśli nie poruszamy się samochodem, szczegółowo sprawdźmy rozkłady jazdy busów z parkingów obok szlaków, by nie być zaskoczonym, że nie mamy jak dotrzeć do miejsca zamieszkania, albo czeka nas wzywanie taksówki za 200 zł – w zimie kierowcy busów np. na Palenicy Białczańskiej ani myślą czekać na maruderów do godz. 21, ostatnie kursy są ok. 18.

Nie drażnij misia

Podsumowując – z górami nie ma żartów. Ani latem, ani tym bardziej zimą. Zawsze mogą się zdarzyć rzeczy zupełnie nieprzewidziane. Np. teoretycznie, w zimie najgroźniejsze z tatrzańskich zwierząt, niedźwiedzie, powinny spać głębokim snem. A jednak, czasem się budzą i możemy spotkać je na samym środku drogi. Mogą być rozdrażnione, zdezorientowane, a jeśli do tego i my zamiast zachować rozsądek i spokojnie się oddalić, wpadniemy w panikę, zaczniemy krzyczeć, biec – spotkanie może mieć groźne konsekwencje. Może się też zdarzyć, że szlak, który ktoś nam rekomendował rok temu jako łatwy i przyjazny, w tym roku jest zasypany, trzeba torować sobie z trudem drogę, albo jest zablokowany przed drzewa powalone przez halny.

Nie wahaj się odpuścić

Czy znaczy to, że w zimie Tatry należy po prostu omijać, zostawić wycieczki wyłącznie doświadczonym taternikom, a samemu ograniczyć się wyłącznie do wjechania kolejką na Kasprowy? Oczywiście nie. Jednak słusznie będzie mieć zawsze jakiś plan b, inny wariant spędzenia czasu, by nie fiksować się na pomyśle wyjścia w góry, jeśli wszystko wokół nie sprzyja nam i woła wręcz, byśmy zostali w domu. Rozwaga nie przyniesie nam ujmy na honorze. Natomiast nikt z nas nie chce chyba zostać bohaterem skomplikowanej akcji ratunkowej, której mogłoby nie być, gdybyśmy podeszli do gór z większą pokorą.

A może warto poszukać przewodnika?

Warto to podkreślić, że choć na wszystkich portalach poświęconych turystyce górskiej znajdziemy reklamowe zdjęcia grup roześmianych ludzi stojących na graniach z oszałamiającym widokiem na ośnieżone okoliczne szczyty, oczywiście w pełnym słońcu – w rzeczywistości bardzo rzadko trafimy na taką pogodę, a grupa najpewniej weszła na szczyt po przeszkoleniu i pod opieką przewodnika. To również jeden ze sposobów zwiększenia naszego bezpieczeństwa. Oczywiście wiąże się z większymi kosztami, ale doświadczony licencjonowany przewodnik ani nie pozwoli nam na brawurę, ani nie zostawi nas samych z kłopotami. Jeśli jednak chcemy iść sami, przynajmniej upewnijmy się, że mamy wszystko, co niezbędne, znamy telefon do TOPR, pod którym całą dobę dyżurny ratownik przyjmie nasze zgłoszenie. I obejrzyjmy film o lawinach, nakręcony z inicjatywy TOPR, który choć trwa długo, warto obejrzeć do końca.

Jeśli w prognozie czytamy, że będzie mgła, to przygotujmy się na takie właśnie widoki. Żeby nie zgubić się w takich warunkach trzeba znać teren i umieć korzystać z kompasu.

Piękna książka o pięknych ludziach

Każdemu, kto planuje wycieczki po górach, niezależnie od pory roku, musimy też tutaj zarekomendować niezwykłą, bardzo potrzebną książkę, którą czyta się jednym tchem. „TOPR. Żeby inni mogli przeżyć” Beaty Sabały-Zielińskiej opowiada o idei Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego, o życiu ratowników, najtrudniejszych akcjach. Ta lektura sprawia, że nasze myślenie o bezpieczeństwie w górach nabiera zupełnie innego wymiaru. Poszukajmy jej koniecznie, również wtedy, kiedy generalnie góry nie są naszym żywiołem – to opowieść o pasjach, honorze, poświęceniu uniwersalna w swoim przekazie.

Link do filmu Akademii Górskiej TOPR, odcinek 3 – „Lawiny”: https://www.youtube.com/watch?v=dvcqtlh90ww

Link do strony, gdzie znajdziemy kontakty do przewodników tatrzańskich: www.przewodnictwo.org

Strona www TOPR: www.topr.pl

Telefon ratunkowy do TOPR: +48 601 100 300

Anna Markiewicz


Share this: